W centrum Lublina od kilku dni można spotkać Kasię i Mateusza, czyli dwa roboty, które dowożą do klientów posiłki z restauracji.
To pionierski pomysł i na razie urządzenia są sterowane przez ludzi. Do tej pory udało im się dostarczyć 10 posiłków. Docelowo „armia” takich robotów ma częściowo zastąpić dostawców – ludzi.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Pierwsze w Polsce dostawy jedzenia robotem
Robot wzbudza spore zainteresowanie. – To może i dobra sprawa. Po mieście lepiej niż rowerem. Nie cofamy się tylko idziemy do przodu. Wielkie wow! – mówią lublinianie.
– To mały robot. Ma 60 cm szerokości i wysokości. Porusza się na czterech kółkach. Ma dookoła kamery i obecnie jest półautonomiczny. Ma też chorągiewkę. Porusza się po chodnikach i ścieżkach rowerowych – opowiada Sergiusz z Delivery Couple, jeden z pomysłodawców projektu. – Jeżeli klient zamawia jedzenie przez aplikację, restauracja dostaje informację, że jedzenie będzie dostarczone robotem. Restauracja otrzymuje wiadomość, że robot już czeka, ktoś z personelu wychodzi, aplikacją otwiera górną część urządzenia, ładuje tam jedzenie, zamyka pokrywę i robot rusza do klienta.
Roboty powstają w Lublinie. – Z kolegami budujemy i programujemy robota. Bo są to dwie trudne części przedsięwzięcia: nie tylko samo zbudowanie urządzenia, ale i jego zaprogramowanie, żeby był sterowalny w każdym miejscu w Lublinie – opowiada Szymon Szostak z utytułowanej kraśnickiej drużyny robotycznej Spice Gears Team 5883. – Cały czas zdobywamy doświadczenie poprzez kolejne dostawy z restauracji. Dzięki temu jesteśmy w stanie sprawdzić, czy na określonym chodniku albo dziurze robot sobie nie poradzi, więc wprowadzamy szybkie poprawki. Im więcej tych robotów będzie, tym będą one sprawniejsze.
– Oczywiście robot nie dostarczy zamówienia na odległość 8 czy 10 kilometrów. Mówimy tutaj o dostawach do 3 kilometrów – dodaje Sergiusz. Ma też rożne zalety. – Ludźmi ciężko zarządzać. Na przykład chcemy zamówić pizzę w poniedziałek i chcemy to samo zrobić w piątek. W poniedziałek dojedzie ona w naprawdę dobrym czasie, do 60 minut. Natomiast gdy zamówimy ją w piątek, kiedy jest duży ruch, wiele zamówień, ten czas się wydłuży, czasami nawet do dwóch godzin. Problemem jest wtedy dostępność kierowców, bo kierowca wyjechał z zamówieniem i wraca po kolejne. A w naszym przypadku będziemy mieli garaż w centrum miasta i w razie potrzeby, gdy zabraknie robotów, wyjedzie z niego kolejny – tłumaczy Sergiusz.
Pomysłodawcy zapowiadają budowę kolejnego prototypu, który będzie miał więcej kół, dzięki czemu pokona wyższe krawężniki i zwiększy się jego zasięg.
TSpi / opr. ToMa
Fot. Krzysztof Radzki