Kilkaset szczątków samolotu bojowego Ił-2 z czasów II wojny światowej trafiło do Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. Fragmenty maszyny zestrzelonej w 1944 roku przywieziono z terenu gminy Zawichost.
Wiosną tego roku jeden z mieszkańców podczas prac polowych natrafił na nietypowe znalezisko, a w ostatni poniedziałek (15.11) przeprowadzono akcję wydobycia szczątków popularnego „Szturmowika”.
Dziś elementy maszyny są już w Dęblinie. Nasz reporter oglądał je wspólnie z kustoszem muzeum Jackiem Zagożdżonem. – Przed nami duże elementy. Ten, który tu widzimy, to piasta śmigła. Ona zachowała się w sumie najlepiej. Widać, że śmigła są wyłamane, więc ewidentnie kiedy samolot uderzył, te śmigła jeszcze się obracały – opowiada Jacek Zagożdżon. – Widzimy drobne elementy silnika: jakieś zawory, elementy mocowania, zbiornika paliwa. Zbiornik paliwa jest dosyć mocno zniszczony, ale da się odczytać, że to właśnie ten element. Widzimy magistralę powietrza. Ona doprowadzała powietrze do silnika. Jest to silnik widlasty.
– Najbardziej spektakularnym znaleziskiem było działko lotnicze WJa-23 – zaznacza Paweł Pawłowski, dyrektor Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. – Niestety w komorze nabojowej tkwiły pociski. To działko zostało zabezpieczone przez patrol saperski, niemniej jednak Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków potwierdził, że jest to zabytkowe działko. Mamy nadzieję, że uda się poprzez Wojskowy Instytut Techniki i Uzbrojenia wydobyć te pociski z komory nabojowej, a samo działko trafi ostatecznie do naszej ekspozycji. Silnik, którego elementy znaleźliśmy, był bardzo mocno skorodowany. W całości zachowało się mało elementów stalowych. Do muzeum trafiły setki drobnych elementów. Jest tego około 300 kg. Samolot ważył około 6 ton z pełnym uzbrojeniem, a zachowało się niewiele. Jest hipoteza, że on jeszcze zalega gdzieś w pobliżu i musiał się rozpaść w powietrzu. Były elementy kabiny, opancerzenia, szkła pancernego. Takie puzzle, ale to też mówi nam o tym, w jaki sposób przebiegały działania wojenne i co dzieje się podczas katastrofy.
– W 1939 roku były prowadzone działania wojenne, latały samoloty niemieckie, polskie i sowieckie. Potem teren został oczywiście zajęty przez Sowietów i Niemców. Przecież loty też się odbywały i dochodziło do różnych katastrof w wyniku różnych działań – mówi historyk i regionalista Jarosław Frąckiewicz. – Jeżeli chodzi o lotnisko w Dęblinie, też był sabotaż i samoloty spadały. Trzeba też wspomnieć o działaniach w 1944-45 roku, to kolejna walka i kolejne samoloty, które kończyły tu swój żywot. Na dodatek oczywiście jeszcze samoloty alianckie, które były zestrzeliwane, czyli latające fortece sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Były również samoloty brytyjskie i załogi południowoafrykańskie, które latały z pomocą nad Warszawę.
– Mamy elementy poszycia, znaleźliśmy też szczątki sklejki. Tylna kabina strzelca była częściowo drewniana. Rzeczywiście zachowało się sporo elementów nawet z farbą – mówi Jacek Zagożdżon. – Możemy stworzyć więc dokładne malowanie wewnątrz kabiny. To właśnie to, co widzimy pomiędzy płytami pancernymi. Elementy, które możemy tu obejrzeć, to płyty pancerne. To jest właśnie kadłub samolotu. Pamiętajmy, że samolot był samolotem szturmowym. Był bardzo mocno opancerzony – nazywany często „latającym czołgiem”.
– Identyczny samolot wyciągaliśmy rok temu również podczas prac ratowniczych podczas budowy drogi S61 Via Baltica pod Suwałkami. W miejscowości Szypliszki odnaleziono samolot Ił-2 – opowiada Paweł Pawłowski. – My również zabezpieczyliśmy ten samolot, tylko tam sprawa była zgoła inna. Otóż silnik zachował się w stanie idealnym ze względu na warunki beztlenowe. Silnik wpadł na głębokość 6 metrów w bagno. Był w stanie idealnym i jest teraz do obejrzenia na wystawie w naszym muzeum.
– Archeologia lotnictwa trwa. Sześć lat temu miało miejsce wydobycie w jeziorze Ijsselmeer przez Holendrów na 4 metrach głębokości. Było też wydobycie przez Jacka Dzienisiuka wodnosamolotu Lublin R13 w Zatoce Puckiej. Takie głosy co chwilę dochodzą do nas z różnych miejsc – z okolic Dęblina, z całej Polski i ze świata – podkreśla Jacek Zagożdżon.
– Ziemia kryje jeszcze mnóstwo tajemnic i może niechętnie je zdradza, ale jeżeli są pasjonaci i badacze lotnictwa, to takie historie da się odkrywać – mówi Jarosław Frąckiewicz. – A czasami to po prostu przypadek: roboty drogowe, inne działania czy takie sytuacje jak tutaj w Zawichoście. Jest to asumpt do tego, żeby badać, który to z Iłów, kto był pilotem i jakie były losy samolotu.
Tajemnice tej maszyny być może zostaną odkryte podczas renowacji szczątków samolotu. Ma ona zakończyć się jeszcze w tym roku i wtedy elementy „Szturmowika” znajdą swoje miejsce na muzealnej ekspozycji.
ŁuG / opr. WM
Fot. muzeumsp.pl