Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny numer 4 w Lublinie prowadzi na oddziale intensywnej terapii, w którym leżą pacjenci covidowi, nowatorską metodę wczesnej mobilizacji. Pacjenci są zachęcani do ćwiczeń.
– Taka metoda była wprowadzona zarówno w Belgii, jak i również w Anglii. Metoda ta przynosi bardzo dobre efekty dlatego, że pacjenci dużo szybciej zdrowieją, jak również szybciej wracają do społeczeństwa – mówi dr hab. n. med. Wojciech Dąbrowski, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii. – Wielu pacjentów, którzy są leczeni w warunkach intensywnej terapii, po wyleczeniu choroby nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Wynika to z tego, że właściwie dochodzi do pewnych zmian w mięśniach, w układzie kostno-stawowym, jak również w układzie mięśniowym. Mięśnie stają się słabe i ci pacjenci nie są w stanie nawet samodzielnie jeść, poruszać się, żeby wszystkie potrzeby fizjologiczne samodzielnie załatwić. Udowodniono już jednoznacznie, że mięśnie, które pracują, pobudzają układ odpornościowy. Mięśnie, które pracują regularnie, nie muszą pracować ciężko. One zmniejszają ryzyko delirium po intensywnej terapii, wtórnych rehospitalizacji w warunkach intensywnej terapii, jak również przyspieszają proces leczenia i rekonwalescencji – dodaje Wojciech Dąbrowski.
– Wczesna mobilizacja to przede wszystkim intensywna, wczesna i kompleksowa rehabilitacja – wyjaśnia Robert Fiut, fizjoterapeuta na oddziale intensywnej terapii. – Mam tu na myśli ćwiczenia oddechowe, które zwiększają wydolność oddechową pacjenta i ćwiczenia ogólnousprawniające. Dysponujemy roterem przy łóżkowym, czyli urządzeniem, które powoduje ćwiczenia kończyn dolnych pacjentowi. Pacjent może leżeć. Bardzo dużo pacjentów kwalifikuje się do tego ćwiczenia. Mamy elektrostymulator mięśni, który pobudza mięśnie do pracy. Można ćwiczyć z nim nawet jeśli pacjent jest w gorszym kontakcie lub nawet nieprzytomny. Mamy także stół do pionizacji, urządzenia do czynnej pionizacji pacjentów, balkoniki.
– Utarło się jakoś w polskim społeczeństwie, że pacjent na intensywnej terapii leży i się nie rusza – zauważa dr hab. n. med. Wojciech Dąbrowski. – Myśmy ten stereotyp złamali jakieś pół roku temu i w chwili obecnej u nas pacjent po prostu jest budzony. Pomimo tego, że jest na respiratorze, jak jest wdrożone odpowiednie leczenie przeciwbólowe i sedatywne, to ten pacjent jest w kontakcie. Wykonuje nasze polecenia, toleruje rurkę zarówno intubacyjną jak i tracheotomijną, toleruje nawet sztuczną wentylację płuc. Jeśli pacjent zacznie się poruszać, zacznie jeździć na tym „rowerze” jak ja to mówię, czyli to jest ten rotor przy łóżkowy i będzie pionizowany, to środki, które wspomagają układ krążenia, są niezbędne w przypadku, kiedy pacjent jest głęboko uśpiony, jest nieprzytomny i głęboko śpi. W wielu wypadkach ich dawka jest redukowana lub w ogóle są niepotrzebne o utrzymania układu krążenia, bo układ krążenia sam sobie z tym radzi. Pacjent w ciągu dnia jest budzony i aktywizowany, mobilizowany, natomiast w nocy dostaje większą dawkę innych środków usypiająco-znieczulających i on wtedy idzie spać. Tak, żeby zachować cykl „dobodnia”.
– Pacjenci bardzo aktywnie biorą udział w tym leczeniu. Sami ćwiczą – zapewnia Robert Fiut. – To też jest tak, że posiadając odpowiedni sprzęt, czyli np. rotorek przy łóżkowy, podpinając ten rotorek, zostawiam pacjenta i idę rehabilitować kolejnego. Wszyscy pacjenci przez wyznaczony czas ćwiczą, nie poddają się i starają się wykonywać wszystko jak najlepiej. Pacjenci ćwiczą 5 dni w tygodniu. Czas takiej rehabilitacji to nawet półtorej godziny dziennie, oczywiście w zależności od stanu zdrowia pacjenta.
– To jest właśnie clou tego, że pacjent wierzy, że to leczenie przynosi mu wymierny efekt. A jak on uwierzy, to już będzie ćwiczył – uważa dr Dąbrowski. – Przede wszystkim zawsze podkreślam, że jeśli pacjent nie zacznie sam walczyć z chorobą i nie zostanie do tego odpowiednio zmotywowany, to nawet najlepszy proces leczenia nie będzie tak skuteczny, jak byśmy mieli wsparcie ze strony pacjenta. Pacjent walczący z chorobą jest dla nas naprawdę kimś, o kogo walczy cały personel: pielęgniarki, fizjoterapeuci i lekarze. Bo my walczymy wspólnie – podkreśla.
Z obserwacji wynika, że po wczesnej mobilizacji pobyt pacjentów w szpitalu jest około 20% krótszy. Żaden pacjent nie wymagał rehospitalizacji w oddziale i żaden z pacjentów nie miał powikłań, związanych z tak zwanym ogólnym osłabieniem po intensywnej terapii.
LilKa / opr. PrzeG
Fot. archiwum