Polacy wygrali z Andorą. Biało-Czerwoni pewni udziału w barażach

mid 21b12250 2021 11 12 224728

Polska pokonała na wyjeździe Andorę 4:1 w meczu eliminacji piłkarskich mistrzostw świata. Dzięki temu zwycięstwu Biało-Czerwoni zapewnili sobie co najmniej drugie miejsce w grupie eliminacyjnej, a więc i prawo gry w barażach o awans do turnieju finałowego w Katarze. 

Dwie bramki dla Polski strzelił Robert Lewandowski, a po jednej Kamil Jóźwiak i Arkadiusz Milik. W reprezentacji Polski zadebiutował Matty Cash. Piłkarz Aston Villi wszedł na boisko w 64. minucie spotkania.

Bramki: dla Polski – Robert Lewandowski dwie (5 min., 73 min. – głową), Kamil Jóźwiak (11 min.), Arkadiusz Milik (45+2 min.), dla Andory – Marc Vales (45).

Czerwona kartka: Andora – Ricard Fernandez Cucu (1 – za faul).

Ewentualne emocje w meczu rozgrywanym na sztucznej murawie skończyły się praktycznie… po kilkunastu sekundach. Trudno uwierzyć, ale już od tego momentu Andora musiała grać w dziesiątkę. Przy walce o piłkę napastnik gospodarzy Ricard Fernandez Cucu uderzył łokciem rozgrywającego 90. mecz w narodowych barwach Kamila Glika i sędzia pokazał mu czerwoną kartką. Na nic zdały się protesty podopiecznych Koldo Alvareza.

Biało-Czerwoni szybko wykorzystali grę w przewadze i swoje wyższe umiejętności. Po jedenastu minutach prowadzili już 2:0. Najpierw gola strzelił rozgrywający 128. mecz w kadrze kapitan Robert Lewandowski. Krótko potem – po dośrodkowaniu z lewej strony Przemysława Frankowskiego – do siatki Andory trafił Kamil Jóźwiak.

Od tej pory tempo gry Polaków nieco spadło. Oczywiście przewaga cały czas należała do podopiecznych Paulo Sousy, lecz niewiele z tego wynikało.

Gospodarze bardzo rzadko zbliżali się w pobliże bramki Wojciecha Szczęsnego, ale gdy to zrobili, okazali się bardzo groźni. W 45. minucie po dośrodkowaniu Joana Cervosa piłka wpadła do siatki obok zaskoczonego golkipera Juventusu Turyn. Nawet w powtórkach telewizyjnych trudno dostrzec, czy ktoś z piłkarzy Andory zmienił lot piłki, ale m.in. na stronie UEFA gola zaliczono Marcowi Valesowi.

Piłkarze Sousy odpowiedzieli najlepiej jak mogli. Niemal od razu po wznowieniu gry ruszyli na bramkę rywali i w doliczonym czasie pierwszej połowy na 3:1 podwyższył Milik. Krótko po przerwie ten sam zawodnik znów trafił do siatki, ale ze spalonego. Arbiter od razu nie uznał tego trafienia, choć później jeszcze przez pewien czas konsultował się z VAR (nie zmienił decyzji).

W 64. minucie Sousa wprowadził na boisko trzech piłkarzy – wśród nich Casha, który zmienił Frankowskiego. Oprócz prawego obrońcy, który może grać też jako wahadłowy, szansę dostali wówczas Krzysztof Piątek i Karol Linetty.

Dziewięć minut później Biało-Czerwoni podwyższyli prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Piotra Zielińskiego skutecznym uderzeniem głową popisał się Lewandowski. To jego 74. trafienie w reprezentacji. Podobnie jak w przypadku liczby występów jest zdecydowanym rekordzistą polskiego futbolu.

Piątkowego meczu nie mogli obserwować z trybun polscy kibice – to kara FIFA za zajścia, do jakich doszło podczas październikowego spotkania na wyjeździe z Albanią (federacja gospodarzy została ukarana jeszcze surowiej za wybryki swoich fanów).

W poniedziałek – na koniec eliminacji – Biało-Czerwoni zmierzą się na PGE Narodowym z Węgrami.

Na mundial w Katarze awansują bezpośrednio zwycięzcy każdej z grup, a drugie zespoły zagrają w marcu w dwustopniowych barażach.

W innych spotkaniach tej grupy: Anglia pokonała Albanię 5:0 (5:0), a Węgry zwyciężyły San Marino 4:0 (2:0).

W tabeli prowadzi Anglia (23 pkt) z przewagą trzech punktów nad Polską oraz ośmiu nad Albanią. 4. – Węgry (14 pkt), 5. – Andora (6 pkt), 6. – San Marino (0 pkt).

Drużyna Sousy zapewniła sobie w piątek drugą lokatę. Teoretycznie, przy ewentualnym zwycięstwie w poniedziałek nad Węgrami, zachowali jeszcze szansę nawet na pierwszą lokatę, ale praktycznie jest to niemożliwe. Anglia musiałaby przegrać wysoko na wyjeździe z ostatnim w światowym rankingu San Marino – w eliminacjach do mundialu przy równej liczbie punktów liczy się bilans bramek. 

RL / PAP / opr. ToMa

Fot. PAP/Andrzej Lange 

 

Exit mobile version