Przez trzydzieści lat udzielili schronienia ponad siedmiu tysiącom osób, tyle samo mieszkańców Puław skorzystało w tym czasie z pomocy żywnościowej. Trzydziestolecie działalności obchodzi puławskie Koło Towarzystwa Pomocy imienia Świętego Brata Alberta. Organizacja prowadzi przede wszystkim schronisko dla bezdomnych mężczyzn.
– Zaczynaliśmy od bardzo skromnych warunków i pięciu podopiecznych – wspomina prezes puławskiego koła Jadwiga Podstawek. – Zaczynaliśmy bez grosza. Ale społeczeństwo było ofiarne i wspomagał nas Urząd Miasta. Rozpoczynaliśmy od tzw. wasserzupek, bo na tyle było nas stać. Śniadanie i kolacja to przeważnie był dżem. Potem pojawiły się skwarki. Tak powoli zaczęliśmy stwarzać lepsze warunki dla podopiecznych.
– Straciłem mieszkanie, bo było zadłużone. I niestety nie miałem gdzie się podziać – opowiada przebywający od czterech miesięcy w placówce pan Marek. – Spałem trochę na klatkach schodowych. Ale dobra sąsiadka, z którą znałem się od ponad 20 lat, pokierowała mnie tutaj. To dobre miejsce. Takich miejsc powinno być dużo. Ludzie poniewierają się po ulicach, a tu jest jak w domu. Jest jedzenie, jest gdzie się przespać.
– Trafiłem tu ze schroniska spod Lodowa. Długi czas się o to starałem – mówi jeden z mieszkańców schroniska. – Mam swój zasiłek, z tego są potrącane pieniądze na pobyt. Może nie są to komfortowe warunki, gdyż na sali jest 12 mężczyzn. To nie jest zbyt przyjemne, ale to nie jest własny dom.
– W schronisku pracuję około 20 lat. Zupełnie przypadkowo tu trafiłem. Osoby z kadry zarządzającej, które tu spotkałem, sprawiły, że jestem tu do tej pory – opowiada Wojciech Wiejak, zastępca kierownika Schroniska im. Św. Brata Alberta. – Spełniam się tu. Wiem, że to, co robię, jest potrzebne. Codziennie widzimy, że nasza praca przynosi efekty. Brat Albert postawił nas tutaj, żeby pomagać wszystkim, nie tylko bezdomnym, ale i potrzebującym, głodnym.
– Przez te wszystkie lata około siedem tysięcy osób przewinęło się przez nasze schronisko z różnym okresem pobytu – mówi Jadwiga Podstawek. – Wielu udało się wyjść z nałogu alkoholowego. A ten nałóg to największa bariera do usamodzielnienia się. Był też okres – zwłaszcza na początku – gdzie przychodziła do nas młodzież.
– Bezdomność i przekrój wiekowy naszych mieszkańców się zmieniają – zaznacza Wojciech Wiejak. – W tej chwili mamy 33 osoby. Są to osoby starsze. Rozwój rynku pracy i jego poprawa sprawiły, że na szczęście coraz rzadziej trafiają do nas osoby młodsze. A jeśli już, to robimy wszystko, żeby nie wsiąkły w bezdomność, w tę atmosferę bezdomności. Staramy się pomóc znaleźć pracę i zaktywizować osoby młode.
– Chciałbym pójść na swoje, tylko jest ciężko. Gdy ma się 644 zł zasiłku, to nie są żadne pieniądze. Mój obecny stan zdrowia nie bardzo pozwala mi na podjęcie pracy – mówi jeden z mieszkańców schroniska.
– Jak najbardziej wyobrażam sobie wyprowadzenie się stąd i pójście do pracy. Jestem w trakcie kursu na operatora koparki. Można zmienić sobie zawód. Będą praktyki zawodowe. Myślę, że się uda. Tym bardziej, że chcę wyjść na ludzi i stanąć na własne nogi – mówi Marek Płeszka.
Czy jest wiele przypadków wychodzenia z bezdomności? – Ktoś patrząc z boku, powiedziałby, że niewiele. Ale dla nas każdy człowiek, który odzyskuje tu poczucie własnej wartości, swoją godność i później wychodzi na swoje, jest ogromnym sukcesem. Na przestrzeni 30 lat tych osób było kilkadziesiąt. W tej chwili nie potrafię podać dokładnej liczby. Nie pracujemy dla statystyk, pracujemy dla człowieka – podkreśla Wojciech Wiejak.
– Cieszy nas to, że przychodzi do nas coraz mniej ludzi młodych – mówi Jadwiga Podstawek. – Życzenie jest takie, żeby znikły schroniska dla bezdomnych, co może nie będzie do końca możliwe. Ale takie byłoby życzenie.
Dodajmy, że obecnie w placówce przebywa 33 pensjonariuszy na 40 dostępnych miejsc.
Główne obchody jubileuszu tej puławskiej organizacji zaplanowano na niedzielę 21 listopada.
ŁuG / opr. WM
Fot. pixabay.com