Cyklicznie jeżdżą na Ukrainę, by odkrywać i sprzątać zapomniane polskie cmentarze. Jedno ze stowarzyszeń działających w Kazimierzu Dolnym prawie od 10 lat próbuje przywracać pamięć o bohaterach poległych na Kresach. Z Henrykiem Kozakiem, prezesem Stowarzyszenia „Wołyński Rajd Motocyklowy” rozmawia Łukasz Grabczak.
Pod koniec października zakończyła się kolejna akcja „Wołyńskie Światełko Pamięci”. Ile tych akcji było już w tym roku?
– Sytuacja związana z COVID-19 spowodowała, że połowa roku była pozbawiona wyjazdów na Ukrainę. Zawsze na wiosnę wyjeżdżamy na porządkowanie jednego z polskich cmentarzy. Tym razem sytuacja związana z niemożliwością przejazdu przez przejście graniczne spowodowała, że nie byliśmy na Ukrainie i nasze działania rozpoczęliśmy od lipcowego rajdu. „Wołyńskie Światełko Pamięci”, które realizowaliśmy w październiku, było naszą drugą akcją – mówi Henryk Kozak.
Każdy wyjazd jest inny?
– Każdy wyjazd jest inny i staramy się zawsze znaleźć inny cmentarz, który nam ktoś podpowie – z polskiego stowarzyszenia, bądź też ze znajomych Ukraińców. Tym razem „Wołyńskie Światełko Pamięci” odbyło się w miejscowości Kuropatniki. To ziemia lwowska, 100 km na południe od Lwowa – informuje Henryk Kozak.
W jaki sposób wyszukujecie te zapomniane nekropolie?
– Na Ukrainę jeździmy już blisko 10 lat. Mamy już wielu znajomych – tak Ukraińców, jak i polskie stowarzyszenia i opieramy się właśnie na ich podpowiedziach, gdzie trzeba pojechać, gdzie trzeba uporządkować. Tych cmentarzy jest mnóstwo. Naszym zadaniem jest, żeby jechać na takie bardziej zapomniane cmentarze, tam gdzie społeczność Polska jest już mało liczna i dlatego potrzebna jest nasza inspiracja. Tam, gdzie nie ma nawet naszych rodaków z polskimi korzeniami, jest to inspiracja dla mieszkańców, żeby na przykład nie wyrzucać śmieci bądź też podjąć jakieś działania, które prowadziłyby do poszanowania tego miejsca – tłumaczy Henryk Kozak.
A jak wygląda kwestia opieki nad tymi nekropoliami?
– Odnoszę wrażenie, że opieka nad tymi cmentarzami rzymskokatolickimi, polskimi, opiera się głównie na barkach wolontariuszy, którzy przyjeżdżają z Polski, jak też polskich stowarzyszeń. Aczkolwiek głównie ludzie starsi są w tych stowarzyszeniach. Czasem harcerze z hufca harcerskiego Wołyń włączają się też w takie akcje. Jednak będąc z rajdem lipcowym motocyklowym i teraz w październiku, widziałem, że te cmentarze są powtórnie mocno zarośnięte. Wiadomo sytuacja covidowa spowodowała, że od praktycznie 2 lat wyjazdy są bardzo ograniczone i to zmierza w bardzo niedobrym kierunku. Często te cmentarze są tak zapuszczone, że to jest chyba niemożliwością nawet, żeby państwo ukraińskie w jakiś sposób podjęło zmasowane działania, które by prowadziły do tego, żeby te cmentarze były w dobrym stanie. Tutaj musimy jednak polegać głównie na samorządach, bo wyjeżdżając na Ukrainę staramy się o zgodę danego wójta, danego sołtysa. Zawsze te zgody otrzymujemy. Jest to fajne, że nieraz dostajemy pomoc właśnie od władz samorządowych. Przyślą ciągnik, żeby zabrał wycięte chaszcze, bądź też ktoś nawet ze służb komunalnych czasem przyjdzie. Tutaj na poziomie lokalnym, przynajmniej z naszego doświadczenia, wszystko wygląda bardzo dobrze. Spotykamy się często z bardzo dużą przychylnością zupełnie nieznanych ludzi. Będąc teraz w Wiśniowcu i szukając cmentarza polskiego, czekaliśmy właśnie całą grupą motocyklową, podjechali do nas Ukraińcy, pytając, czego szukamy. Razem z nami się włączyli w poszukiwania tego cmentarza, a jeszcze na koniec przywieźli nam kilka zgrzewek wody. Gdy pracujemy na cmentarzu często ktoś się zatrzymuje z Ukraińców i podaje czy to sok brzozowy, czy sało. Odbieramy to bardzo sympatycznie i naprawdę jest super – opowiada Henryk Kozak.
Wyjeżdżacie na Ukrainę już od prawie 10 lat. Który wyjazd najbardziej panu zapadł w pamięć?
– Tych wyjazdów było już bardzo dużo. Samego porządkowania było około 30 wyjazdów. Ale najbardziej zapadł mi w pamięci wyjazd sprzed 3 lat, gdzie wspólnie z polskim stowarzyszeniem i Ukraińcami z Ostroga, udało nam się oczyścić zbiorową mogiłę żołnierzy polskich, którzy zginęli w 1920 roku w bitwie pod Ostrogiem. Ta mogiła od kilkunastu lat była zbezczeszczona: była rozbita, była dziura, a wśród kości były śmieci. Uudało nam się tę mogiłę wyremontować dokonać powtórnego pochówku żołnierzy. Było też bardzo wzruszające kazanie księdza Ziemowita Koperskiego – jedno z najbardziej wzruszających, które słyszałem w czasie tych naszych wyjazdów – „Tam gdzie wasze kości, tam Polska” – mówi Henryk Kozak.
Wasze wizyty na Ukrainie to także edukacja…
– Te nasze wyjazdy to nie tylko zapalanie zniczy, składanie wieńców, ale też w trakcie lipcowego rajdu udało nam się odsłonić pomnik poświęcony pamięci Czesława Janczarskiego, który urodził się w Hruszwicy koło Równego. Udało się to zrobić dzięki pomocy, a w zasadzie dzięki sponsorowaniu przez miejscowego społecznika pana Romana Stasiuka. Tutaj też mocno widać jak powiązana jest ta historia Kresów z naszym rejonem, bowiem syn pana Czesława Jacek Janczarski urodził się w Kurowie. Jest też związek z naszymi terenami biskupa Jana Pawła Woronicza, który przez 2 lata był kanonikiem w Kazimierzu Dolnym. Różnych powiązań nawet tutaj pomiędzy Kazimierzem Dolnym, naszym powiatem puławskim, a Kresami jest bardzo dużo – wyjaśnia Henryk Kozak.
Jedną z waszych inicjatyw jest także akcja „Odnaleziona mogiła”. O co w niej chodzi?
– Staramy się inwentaryzować te przyporządkowane cmentarze i wówczas robimy dokumentację fotograficzną i udostępniamy to na naszym profilu. Tam akcja spotyka się z oddźwiękiem, bowiem mamy liczne tak podziękowania, jak i zapytania. Ostatnio mieliśmy zapytanie m.in. z Anglii co do cmentarza, czy jest jeszcze zachowany. Korzystając z wyjazdu pojechaliśmy, poszukaliśmy tego cmentarza, odnaleźliśmy starszych ludzi, którzy pamiętali, gdzie ten cmentarz się znajdował. Jednak już na tym miejscu jest kołchoz, śladu nie ma. Poinformowaliśmy o tym tą panią, także jest to duży oddźwięk. Można śledzić tę akcję na naszym profilu społecznościowym – zachęca Henryk Kozak.
Będą w tym roku kolejne wyjazdy na Ukrainę?
– Planujemy oczywiście kolejny wyjazd na Ukrainę w ramach „Kresowej paczki”, bowiem chcemy kontynuować tą akcję, pomimo trudności związanych z przekroczeniem granicy. Kierujemy ją głównie do szkół, bo w szkołach znajdujemy oparcie. O ile uda się uzbierać jakieś artykuły do tej „Kresowej paczki” to z chęcią przed świętami Bożego Narodzenia pojedziemy na Ukrainę, żeby te paczki były dostarczane bezpośrednio Polakom, bowiem najbardziej ich cieszy ta obecność, możliwość spotkania. Byliśmy w Stanisławowie 2 lata temu i zaszliśmy do domu, gdzie mieszkał samotny pan. Bardzo się zdziwił, wzruszył, że ktoś pamięta, ktoś przyjeżdża. To są takie bardzo wzruszające spotkania. Bardzo ważne są tutaj kartki świąteczne, które dzieci i młodzież pisze i adresuje bezpośrednio do naszych rodaków. Zapraszam do współpracy z naszym stowarzyszeniem – dodaje Henryk Kozak.
ŁuG / opr. GRa
Fot. facebook.com/wolynskirajdmotocyklowy