Pani Uli zakażonej koronawirusem lekarze nie dawali szans na przeżycie. Wiele tygodni leżała pod respiratorem w szpitalach w Kościerzynie i Kartuzach. W tym czasie jej mąż Jan opiekował się w domu w Chmielnie kotem i psem, tęsknił, pisał do żony sms-y, na które ona nie mogła odpowiedzieć, i śpiewał. To, że Ula wróciła do żywych, jest dowodem na to, że cuda się zdarzają. To także historia o sile miłości i nadziei, dzięki której Jan był w stanie przeżyć każdy kolejny dzień bez Uli.
Nagroda Prezesa Radia Łódź w konkursie „Człowiek w zagrożeniu.”
Fot. archiwum