O teologicznym znaczeniu kolęd i komercjalizacji świąt Bożego Narodzenia. Rozmowa z prof. Michałem Wyrostkiewiczem

christmas ga5af7281f 1920 2021 12 23 190000

Kolędy to jeden z najbardziej charakterystycznych atrybutów świąt Bożego Narodzenia. W tekstach, które znamy od dziecka, kryje się znacznie więcej treści, niż mogłoby się wydawać. O teologicznym znaczeniu kolęd, a także o komercjalizacji świąt Bożego Narodzenia, z prof. Michałem Wyrostkiewiczem z Instytutu Nauk Teologicznych KUL rozmawia Iwona Kosior.

Jakie treści skrywają kolędy, które śpiewamy w okresie świątecznym? Wiemy, że Jezus się rodzi, jest Maryja i Józef. Ale co jeszcze możemy wyczytać z tych tekstów?

W kolędach jest dużo treści teologicznych. Powiem obrazowo: dla mnie są takimi małymi traktatami teologicznymi. Pewne treści, które są trudne, są treściami wiary, ukryte są w tym właśnie śpiewie. Podstawowa treść to oczywiście: Bóg się rodzi, czyli Bóg przychodzi na świat. To, co ważne, to że – mówiąc obrazowo – przewraca świat do góry nogami. To coś nadzwyczajnego. Bóg się rodzi, moc truchleje. Moc, która z natury jest mocna, jest struchlała. Światło jest ciemne, ogień nie parzy i nie świeci. To są rzeczy nadzwyczajne. Dlaczego? Dlatego że Bóg, ten sam, który stworzył świat, teraz rodzi się jako człowiek. Czyli to jest nadzwyczajna ingerencja Boga. On przychodzi do ludzi i cały świat staje w zachwycie, podziwie i zadziwieniu. Dlatego On tak dziwnie zaczyna funkcjonować. Oczywiście to wszystko jest metaforyczne, żeby przedstawić to, że Pan Bóg w ten sposób wszedł w świat.

Druga treść, na którą warto zwrócić uwagę to to, że Jezus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. To jest ten Jezus, któremu zimno w nóżki, który płacze, który ma mamę, a ta mama jest zwykłą mamą, śpiewa mu do snu. To są rzeczy bardzo proste dla człowieka, który tego wszystkiego słucha i który to śpiewa. Z drugiej strony, jak się nad tym zastanowimy, to przekazuje nam tę prawdę, że to jest Bóg człowiek w jednej osobie. Kolejna kwestia, na którą warto zwrócić uwagę, to poruszenie całego świata. Cały świat bierze udział w świętowaniu narodzenia Jezusa. Nawet więcej – świat i niebo się w tym jednoczą, bo przychodzą aniołowie, czyli ci, którzy są w niebie. Przyroda i zwierzęta są poruszone. Myślę tu o tym, że pojawia się wół i osioł – częsty motyw w kolędach. Warto też powiedzieć dlaczego. Dlatego że – jak powiedział kiedyś jeden z proroków – jeśli przyjdą czasy mesjańskie, to wół i osioł będą razem się bawić. Będą razem stać w czasach mesjańskich. To jest powrót do ksiąg prorockich. Wół i osioł są razem, a więc mamy czasy mesjańskie. To kolejna prawda i kolejna ważna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę, czyli nawiązywanie do paschy Jezusa. Jezus nie rodzi się tylko po to, by pożyć sobie na świecie jako człowiek, bo ma taki kaprys. Robi to po to, by zbawić ludzi. A więc już widać cień krzyża nad żłóbkiem. To jest Herod, który pa pewne podejrzenia i plany. To nieprzyjęcie Jezusa, odrzucenie. Jego pascha zaczyna się w momencie narodzenia.

W tym miejscu przeszedłbym do kolejnej prawdy. Bóg przychodzi do ludzi. Chciałbym to mocno zaakcentować: to ludzie, to pastuszkowie idą i go witają. Aniołowie ogłaszają, ale ludzie go witają. Przychodzą królowie, przychodzą różne stany. W tym miejscu widać, że ci, którzy są najbardziej akcentowani, to właśnie pastuszkowie – ludzie ubodzy. Jezus przyciąga ludzi ubogich nie dlatego, że nie mają gdzie pójść, tylko dlatego, że oni nie mają umysłów zaćmionych myśleniem światowym. Oni myślą prosto i są w stanie łatwo porozumieć się z Panem Bogiem – mówiąc obrazowo. Co to dla nas znaczy? To znaczy, że Bóg musi być na pierwszym miejscu, jeśli naprawdę chcemy Go spotkać.

Ostatnia kwestia, na którą chciałbym zwrócić uwagę, to nawiązanie do Eucharystii. To jest taki początek sakramentologii. W jednej z naszych popularnych kolęd śpiewamy, że „przyjdziesz na głos kapłana”. To „Wśród nocnej ciszy”. Jezus, który rodzi się w stajence i któremu zimno w nóżki, rodzi się później na ołtarzu w każdej Eucharystii. Przychodzi tutaj na głos kapłana. A więc wydarzenie betlejemskie nie jest wydarzeniem jednorazowym z perspektywy teologicznej. To coś, co dokonuje się później w każdej mszy świętej. Narodzenie i pascha Jezusa – one się tam łączą.

Kolędy zaczynamy śpiewać dopiero od pasterki. Tak naprawdę dopiero wtedy w liturgii zaczynamy okres świąteczny, nie wcześniej. Dzisiejszy świat przyzwyczaja nas jednak do tego, że świętowanie Bożego Narodzenia albo po prostu świąt zaczynamy znacznie wcześniej. Czy współczesna kultura i komercjalizacja świąt mogą pomagać w wejściu w czas świąteczny, czy raczej przeszkadzają?

Zanim wprost odpowiem pozwolę sobie na zrobienie dwóch korekt w pytaniu. Chciałbym, żeby ty wybrzmiało. Oczywiście kolędy śpiewamy od pasterki liturgicznie. Jeśli zaczęlibyśmy śpiewać je wcześniej w kościele, to jest to błąd liturgiczny. Jeśli śpiewamy sobie w domu, jeśli słuchamy ich, bo wprowadzamy się w nastrój świąteczny, to nie jest to grzech czy błąd. Trzeba tylko być ostrożnym, żeby zacząć odpowiednio i żeby to miało też głęboki sens, a nie tylko dlatego, że jest to przyjemne. Choć jak jest przyjemne, to też nic złego. Druga korekta, na którą chciałbym zwrócić uwagę, dotyczy zdania „Zaczynamy świętować Boże Narodzenie wcześniej”. Tu mam poważne wątpliwości. Zaczynamy wchodzić w coś, co dziś w mediach jest często nazywane magią świąt. To najczęściej nie jest świętowanie Bożego Narodzenia. Tam nie ma Jezusa. Nieraz jest, ale mało. W ostatnim czasie często nawet odchodzimy od tego, żeby o Nim mówić. Mamy magiczne święta, świętujemy Gwiazdkę, a nie Boże Narodzenie. Wtedy te kolędy sprawiają tylko pozory świętowania, a nam dają poczucie, że jest trochę z tej sakralności. Nasze święta w ostatnim czasie często są wyrwane z kontekstu sakralnego.

Z jednej strony jest komercjalizacja, z którą wiąże się brak świadomości i zrozumienia czasu, który przeżywamy, a z drugiej strony kwestia zaleceń Komisji Europejskiej, która zachęcała swoich pracowników do unikania wszelkich religijnych odniesień do świąt Bożego Narodzenia w ramach zasady inkluzywności, czyli dbania o to, żeby nikt nie poczuł się urażony, dotknięty czy pominięty. Chodzi o osoby, które wyznają inne religie albo które w ogóle nie są częścią Kościoła i nie obchodzą Bożego Narodzenia. Jest to więc trochę inna sytuacja – kiedy mamy świadomość, czym jest Boże Narodzenie i jakie są jego korzenie, ale staramy się to przenieść na współczesność. Jak Pan odnosi się do tych kwestii? Jak Pan interpretuje tego typu komunikaty? Dodam, że w tej kwestii Komisja Europejska wycofała się ze swoich zaleceń, ale jednak dyskusja pozostała.

Komisja Europejska wycofała się z tych zaleceń, ale skoro to było i zostało tak mocno powiedziane, to jest to gdzieś w głowach ludzi. Nie wiemy, jak będzie w przyszłości. W moim rozumieniu jest to trochę postawienie świata na głowie. Bo jeśli świętujemy Boże Narodzenie, to mówmy, że świętujemy Boże Narodzenie. Inni ludzie, którzy nie chcą świętować Bożego Narodzenia, powinni to uszanować. My, wierzący, nie narzucamy komuś, że on też ma świętować Boże Narodzenie, ale niech on nam tego nie zabrania. Myślę, że takie mówienie: nie mówmy o tym, żeby komuś nie było przykro, jest dużym wyjściem przed szereg. Pewnie trzeba by zapytać tych ludzi, na przykład muzułmanów czy ludzi religii mojżeszowej, czy przeszkadza im, że my świętujemy. Przypuszczam, że nie. Mamy prawo świętować i o tym mówić. Powtórzę, w moim rozumieniu jest to niepoprawne myślenie. To niepotrzebne wyjście przed szereg.

Za najstarszą polską kolędę uważa się utwór „Zdrow bądź, krolu anjelski”, datowany na rok 1424.

W liturgii kolędy śpiewa się do Niedzieli Chrztu Pańskiego, czyli następnej niedzieli po Święcie Trzech Króli. W 2022 r. będzie to niedziela 9 stycznia. W polskiej tradycji dopuszcza się śpiewanie ich do Święta Ofiarowania Pańskiego.

KosI / opr. WM

Fot. pixabay.com

Exit mobile version