Polacy marnują około 5 mln ton żywności rocznie. Ponad połowa pochodzi z gospodarstw domowych i tylko około 7 procent z handlu. Zmiana nawyków żywieniowych, planowanie zakupów, a także dzielenie się jedzeniem, to tylko niektóre ze sposobów na niemarnowanie jedzenia.
To temat ważny tuż po świętach, gdy w wielu domach przygotowuje się dużo potraw. Czasami za dużo.
– Takie zachowanie konsumentów wynika z utartych wzorców – mówi Marzena Pieńkosz-Sapieha z Banku Żywności w Lublinie. – Ciągle pokutuje przekonanie, że im więcej tym lepiej. Konsekwencją takiego myślenia jest trochę schematów w naszej lodówce. Idziemy do sklepu, kupujemy za dużo, a czasami wystarczy kupić porcję degustacyjne. Ważny jest porządek w lodówce i przemyślane kupowanie. To są kluczowe rzeczy.
– Włączajmy się w akcje niemarnotrawienia żywności, bo za dużo ludzi jest biednych, żebyśmy mogli ją wyrzucać – mówi Monika Zielińska, prezes zarządu Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie. – Można przychodzić przez całą dobę, aby przynieść rzeczy, które państwu zostały ze stołów. Będziemy z tego przygotowywać posiłki dla naszych podopiecznych. Wolałabym, żeby nie przynosić żadnych sałatek majonezowych, by nie było ryzyka ewentualnego zatrucia. Ale chętnie przyjmiemy pierogi, racuchy, ciasto, bigos, kapustę, ryby.
– Kolejną zasadą, którą należy stosować, jest dzielenie się. Z tą myślą podczas świąt zostawiamy wolne miejsce przy stole – dodaje Marzena Pieńkosz-Sapieha. – Dzielimy się, ale też i przetwarzamy, zastanawiamy się co z tym można zrobić. Trzeba odejść od schematów i troszeczkę poeksperymentować, mieć kreatywne podejście do kuchni i wymyślić coś z tego, co zostało.
– Każdy zauważa, że przygotowujemy jedzenia za dużo, szczególnie na święta Bożego Narodzenia – mówi Mateusz Piekarski z Jadłodzielni Lublin. – Można do nas przynosić też potrawy gotowane. Ważne, żeby to było coś takiego, co sami też chcielibyśmy zjeść, a nie jakieś rzeczy ze śladami zepsucia. Kierujemy się zasadą, że zostawiamy coś, co sami chcielibyśmy wziąć z tej półki.
– Jako organizacja mamy ograniczone fundusze. Schronisko korzysta z dotacji i środki na wyżywienie w tym roku są bardzo niewielkie, bo mamy raptem 4 zł na osobę. W następnym roku z dotacji w ogóle nam nie starczy na jedzenie, więc wydatkujemy to, co mamy. Wiadomo, że naszych podopiecznych jest bardzo wielu. Oprócz tego dochodzą naprawdę bardzo duże rachunki, które otrzymujemy. Nie ukrywam, że jeśli chodzi o jedzenie, korzystamy z tego, co otrzymamy. To nie są jakieś rarytasy, więc jeżeli otrzymają takie ekstrarzeczy, to są bardzo zadowoleni – dodaje Monika Zielińska.
W Lublinie na targowisku przy al. Tysiąclecia działa Jadłodzielnia. Jednak to nie jedyne takie miejsce w regionie. Żywność można także zostawiać w Chełmie na targowisku przy ul. ks. Jerzego Popiełuszki, w Kazimierzu Dolnym przy ul. Tyszkiewicza czy w Spichlerzu Brata Alberta przy ul. Dembowskiego 24 w Zamościu.
InYa/ opr. DySzcz
Fot. archiwum