Stoki narciarskie już działają. „Kluczowe jest zachowywanie zasad bezpieczeństwa”

img 20201231 164238 2021 12 17 192350

Kilka stoków narciarskich na Lubelszczyźnie już działa – inne przygotowują się na otwarcie. Dla wielu osób będzie to początek przygody z nartami lub snowboardem.

– Kluczowe jest zachowywanie zasad bezpieczeństwa – mówią zgodnie instruktorzy narciarstwa i zachęcają, by zaczynać od małych górek i stopniowo przechodzić na bardziej strome stoki.

– Rodzinne nauczanie często kończy się awanturą i kiepskimi efektami, dlatego wydaje mi się, że lepiej zdać się na nas – mówi Bartek Kalita, instruktor ze szkoły narciarskiej w Kazimierzu Dolnym. – Jesteśmy doświadczeni i przygotowani. Mamy taśmę, która początkującym dzieciom ułatwia pierwszy wyjazd na tzw. „oślą łączkę”. Z tego, co się orientuję, na Lubelszczyźnie to jest jedyne takie urządzenie. Nasz najdłuższy stok, czyli trasa prawie 600-metrowa, jest o fajnym nachyleniu i bardzo dobra do nauki.

– Jeździłem na wyciągu w Sopocie, miałem wtedy 12 lat. Potem były obozy studenckie. Zamieszkałem pod Warszawą i zacząłem przyjeżdżać szkoleniowo do Kazimierza Dolnego – mówi jeden z narciarzy.

– Szkolimy od podstaw. Dodatkowo doszkalamy ludzi, którzy chcą osiągnąć trochę lepsze rezultaty w narciarstwie i zapraszamy na treningi tyczkowe, które jeszcze z powodu aury nie ruszyły – dodaje Bartek Kalita.

– Całe życie wspinaczka, góry, chodzenie, aż któregoś dnia była kiepska pogoda i kolega stwierdził, że idziemy na narty. No i się zaczęło. Później powoli szlifowałem się w pobliżu, w Rąblowie. A teraz kawałek śniegu, stoku i jazda – mówi jeden z wielbicieli narciarstwa.

– Mamy przewyższenia koło 60 m, trasy ok. 500-metrowe – mówi Marcin Świderski ze Stacji Narciarskiej Kazimierz Dolny. – Mamy bardzo dużo odwiedzających z Warszawy, gdzie teraz jest ekspresówka. 1,5 godziny z Lublina, Radomia i jest się u nas. Większość to są jednodniowi turyści, którzy przyjeżdżają z okolic.

– Często osoby, które rozpoczynają przygodę z narciarstwem czy ze snowboardem, wstydzą się i chcą zacząć same, a tak naprawdę przynosi to odwrotny efekt, ponieważ pod okiem instruktora jesteśmy w stanie od razu nauczyć się dobrych nawyków. Dlatego jeśli ktoś zacznie naukę sam, to prędzej czy później, jeżeli będzie chciał ją kontynuować, i tak przyjdzie do instruktora, a my wtedy na samym początku będziemy musieli jeszcze wykluczyć te złe nawyki – mówi Tomasz Kitka, instruktor narciarstwa i snowboardu.

A jakie są to nawyki? – Czy to w jeździe na nartach czy na snowboardzie są to te same nawyki – podkreśla Tomasz Kitka. – Zmienia się jedynie płaszczyzna – jeśli chodzi o narty przeważnie jest to odchylanie się do tyłu, a jeżeli chodzi o snowboard, jest to przenoszenie ciężaru ciała na nogę tylną.

– Zawsze zaczynamy od rozgrzewki – mówi Bartek Kalita. – Najpierw sprawdzamy czy sprzęt jest dobrze dobrany, czy buty są dobrze założone. Zaczynamy od rozgrzewki, od podstaw nauki hamowania. Wszystkim rekomenduję kaski. Sam jestem po dwóch wypadkach, które wydarzyły się nie z mojej winy. Po prostu ktoś na mnie wpadł. Mimo że mam już lata doświadczeń i rozglądam się, były dwa wypadki. Lepiej zakładać kaski. Do 16. roku życia są one absolutnie obowiązkowe. Austria w tym roku wprowadziła przepisy, że już do 18. roku, a więc w kasach musi jeździć cała młodzież. Mam nadzieję, że w Polsce też do tego dojdziemy.

Rozpoczynając swoją przygodę z tą formą rekreacji, warto też zapoznać się z tak zwanym dekalogiem narciarskim. Jest to 10 zasad, które pomogą nam zachować bezpieczeństwo na stoku.

ŁuG/ opr. DySzcz

Fot. archiwum

Exit mobile version