Firma z Lublina wyprodukowała dron, który będzie mógł przenosić ładunki nawet do 200 kilogramów i pokonywać dystans ponad 600 km. Nie wymaga przy tym sterowania przez człowieka. Wystarczy go wcześniej zaprogramować. Jak mówią jego twórcy, jest to jedyne takie urządzenie w Europie.
– Prace nad projektem trwały ponad 3 lata – mówi jeden z twórców urządzenia i wiceprezes firmy USM, Paweł Krewski. – Ten dron ma ponad 7 m długości, ponad 2 m wysokości. Może przenosić ładunki do 200 kg i pokonywać dystans 600 km, a także przebywać 6 godzin w powietrzu. Ten dystans możemy wydłużać poprzez odejmowanie masy ładunkowej i zastosowanie dodatkowych zbiorników paliwa. Jeśli chodzi o drony, jest duży, jeśli chodzi o statki załogowe, to jest to mini śmigłowiec – dodaje.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Jedyny taki dron w Europie. Wizyta w lubelskiej firmie
– Dron jest urządzeniem programowalnym. Nie jest autonomiczny, ponieważ sam nie podejmuje decyzji, wykonuje tylko polecone zadania – zaznacza Marcin Brzozowski, dyrektor do spraw technicznych. – Możemy zaprogramować trasę automatycznie, z wyłączeniem pewnych scenariuszy. Jeszcze nie jest on wyposażony w bardzo zaawansowaną elektronikę, która umożliwia zbieranie informacji ze wszystkich bodźców. Ma natomiast podstawowe rzeczy, typu odbiornik transponderów innych maszyn latających w powietrzu. Na tej podstawie jest w stanie wstrzymać wykonanie zadania, zaczekać, aż strefa dookoła się zwolni i to zadanie dokończyć.
– Taki dron może być wykorzystywany przez wszelkiego rodzaju służby, chociażby do patrolowania granic. Może być wykorzystywany w misjach poszukiwawczych nad morzem, w górach, w terenach trudno dostępnych, do badania infrastruktury krytycznej. Szpitale też mogłyby być zainteresowane ze względu na to, że ten dron jest wyposażony w odpowiednie sprzęty, może bardzo szybko przenosić organy. Wszyscy dobrze wiemy, że czas ma znaczenie, a droga powietrzna będzie skracała go do minimum – mówi Paweł Krewski.
– On po prostu będzie kosztował tyle, co utrzymanie śmigłowca. Trudno jest w tej chwili powiedzieć, jaki jest koszt miesięczny. To wszystko zależy od przelotów – zaznacza prezes zarządu Artur Przybysz. – Na pewno są jakieś serwisy. Jest to produkt do usług, które trudno wycenić, bo to bezpieczeństwo nasze, granic, wojskowe, czy nawet kwestia przewożenia organów. To są rzeczy, których nie jesteśmy w stanie wycenić: życie ludzkie.
– Są ograniczenia takie jak w normalnym lotnictwie. Niewidoczności, silne opady deszczu, wiatr – te czynniki oczywiście eliminują te możliwości, jak w każdych innych maszynach, czy to w dronach, czy maszynach załogowych – dopowiada Marcin Brzozowski.
– Jesteśmy dumni z tego, że duże firmy, które zajmują się też produkcją helikopterów i śmigłowców, nie wyprodukowały czegoś takiego. Nam się udało. Nie mamy za sobą zaplecza setek milionów złotych czy euro, więc jest to bardzo budujące. W świecie ciężko nam stwierdzić, bo rzeczy dzieją się bardzo dynamicznie, ale jeśli chodzi o Europę, to nikt tego nie produkuje – dodaje Artur Przybysz.
Łączny koszt projektu badawczego to 3 mln złotych. Aktualnie firma poszukuje inwestorów, którzy będą mogli wesprzeć inicjatywę w dalszym rozwoju.
InYa / opr. LysA
Fot. nadesłane