Lekarze ze szpitala im. Jana Bożego w Lublinie wszczepili pacjentowi implant wydrukowany na drukarce 3D. To jedna z niewielu tego typu operacji w Polsce i pierwsza na Lubelszczyźnie. Implant sprowadzono z zagranicy, a jego wszczepienie w łopatkę pacjenta trwało trzy godziny.
– Przed operacją nie mogłem normalnie żyć, bo nie potrafiłem nawet podnieść ręki – mówi zoperowany pacjent, Grzegorz Kozyra. – Wszystko się rozleciało, przestało funkcjonować jak trzeba. W pracy pomagali mi koledzy. W domu musiałem się oszczędzać.
– Pacjent zgłosił się z utrwalonym zwichnięciem tylnym stawu ramiennego oraz praktycznie z destrukcją połowy panewki – mówi dr n. med. Tomasz Gieroba, lekarz kierujący oddziałem ortopedii szpitala im. Jana Bożego w Lublinie. – Miał bóle barku oraz ograniczenie ruchomości, które stale pogarszało jego funkcje oraz wydolność. Po prostu ta kość została zniszczona i została rozpuszczona tylna strona panewki, ponad jej połowa. Pacjent nie mógł normalnie funkcjonować. Użyliśmy implantu, który był drukowany stricte pod pacjenta, w tytanie, co umożliwiło nam prawidłowe osadzenie implantu.
– Jestem bardzo dumny, ponieważ nasz zespół dokonał tego dość unikatowego zabiegu – podkreśla Tadeusz Duszyński, dyrektor szpitala im. Jana Bożego w Lublinie. – To być może jeden z 2-3 w Polsce, nie mamy tu dobrej statystyki. Na pewno pierwszy na terenie województwa lubelskiego. Coraz częściej wchodzimy w coś, co do tej pory nie było realizowane w ramach naszego oddziału ortopedycznego. Przyjęliśmy to wyzwanie i idziemy do przodu. A pacjentów mamy coraz więcej.
– Technicznie musieliśmy przede wszystkim znaleźć punkt osadzenia i początku, gdzie mogliśmy znaleźć prawidłową kość – tłumaczy dr n. med. Tomasz Gieroba. – Łopatka jest kością wąską, gdzie nie mamy szerokich kanałów, gdzie możemy poprowadzić implant, a dodatkowo śruby. Poprzez to, że pacjent miał rozległą destrukcję, ryzyko przy użyciu standardowych implantów było olbrzymie. Obawialiśmy się, że nie osiągniemy nawet dobrego umocowania panewki, co poskutkuje złym wynikiem, brakiem możliwości wygojenia. Tylko technika drukowania umożliwiła nam odnalezienie punktów kostnych, lokalizację, gdzie rzeczywiście mamy jeszcze kość i gdzie możemy zamocować naszą protezę.
– Operacja jest na pewno innowacyjna ze względu na użycie nowych technik dostępnych w medycynie, czyli współpracy inżynierii z medycyną – mówi Robert Zyśko, lekarz rezydent, młodszy asystent na oddziale ortopedii szpitala im. Jana Bożego w Lublinie.
– Najbardziej baliśmy się, co zastaniemy. Tomografia jest wykonywana ok. 2 miesiące wcześniej. To czas, kiedy wszystko musi być przygotowane, opracowane, a implant wydrukowany. Anatomia może się zmienić – wyjaśnia dr n. med. Tomasz Gieroba. – Destrukcja kostna mogła postąpić i uniemożliwić nam nawet osadzenie tego implantu. Na szczęście śródoperacyjnie okazało się, że pokrywa nam się ubytek oraz ta kość, która została, z tym drukiem 3D z tym przymiarem, który otrzymaliśmy. To zdecydowany postęp. 10-20 lat temu na pewno byłoby to niemożliwe z uwagi na to, że w ortopedii nie posiadaliśmy jeszcze tak zaawansowanych narzędzi. Ostatecznie idea jest taka, że kość ma wrosnąć w specjalne pola, które są pokryte porowatym tytanem, który ma odwzorowywać swoją budową kość gąbczastą. Tutaj nie ma miejsca na błędy, ponieważ cała łopatka jest otoczona poprzez naczynia oraz nerwy, które mogą zostać uszkodzone podczas zabiegu. Wszystko było wyliczone co do milimetra, ale i tak zawsze pozostaje jakaś doza niepewności.
– Po operacji jest znacznie lepiej. Wiadomo, że po operacji wszystko jest obolałe. Zobaczymy za tydzień, dwa. Najpiękniejsze jest to, że będę mógł normalnie funkcjonować. Choćby ze względu na wnuki, które kiedyś będę mógł podnieść do góry – cieszy się Grzegorz Kozyra.
Pana Grzegorza czeka teraz rehabilitacja, ale po niej – jak zapewniają lekarze – będzie mógł normalnie funkcjonować.
MaTo / opr. WM
Fot. pixabay.com