Aby zachwycić się miastem, wystarczy zwiedzić je na własną rękę. Jednak, aby zgłębić jego urok, poznać miejsca nieoczywiste lub zobaczyć miasto od strony, która może zainspirować – poznając związane z nim smaczki, potrzebny jest przewodnik. Jeden poprowadzi nas szlakiem miejsc odwiedzanych przez Józefa Czechowicza, inny zaprowadzi w miejsca znane z książek Marcina Wrońskiego, a kolejny – da nadzieje na spotkanie „Wojennych dziewczyn”, o ile w zwiedzaniu nie przeszkodzą „czarne chmury”…
– Zaczynając od rzeczy oczywistych, mamy niezwykłe Stare Miasto – mówi w rozmowie z Eweliną Kwaśniewską przewodnik turystyczny i przewodnik inspiracji Danuta Borzęcka. – Niezwykłe, bo nie jest regularne jak w Krakowie czy Poznaniu. Trochę bałaganiarskie, ale pełne uroku. Na początku pandemii musieliśmy się dopasować. Odchodziliśmy od dużych grup. Mieliśmy malutkie grupy i turystów indywidualnych. Natomiast w zeszłym roku wszystko zaczęło wracać do normy. Turyści chcą jeździć. Jeżdżą po Polsce ze względu na to, że niepewny jest wyjazd za granicę, więc tak naprawdę pandemia niewiele nam zmieniła. Zmieniają się czasy, turyści chcą zwiedzać inaczej, bardziej aktywnie. Czasami jak to ja proponuje – jako mieszczka lubelska – z zagadkami, szczególnie jeśli są to dzieci. Chcą mniej historycznie, a bardziej poznać miejsce i dowiedzieć się jak tu się żyje, czym Lublin żyje tak na co dzień.
– Ludzie chcą słuchać o historii, natomiast teraz trzeba ich dodatkowo czymś zainteresować. Lublin jest pełen anegdot, ciekawych ludzi, o których można wspomnieć, o których można opowiedzieć. I tak ubarwiając historię, zainteresować turystę, bo to zainteresowanie jest. Turyści do nas wracają, właśnie dlatego, że jest co innego. Ostatnio usłyszałam wielki komplement od turysty, który był na mojej wycieczce już 3 raz, że „pani Danusia to nie zamęcza datami, ale jest ciekawie”. Lublin sprzyja ciekawostkom. Mamy wspaniałych artystów, mamy wspaniałe postacie związane z Lublinem właściwie z każdej epoki, legendy, od których Stare Miasto aż się roi i to przyciąga. Legendy nie tylko przyciągają dzieci, ale i chętnie słuchają ich także dorośli. Uważam, że promocja Lublina jest dobra, dociera do turystów. I dobrze, bo więcej przyjeżdża do Lublina. Zachwyca ich Stare Miasto, te widoki, że jest położony na wzgórzu, że tak pięknie, trochę teatralnie, rozkładają się lubelskie ulice, kamieniczki – mówi Danuta Borzęcka.
– Można oprowadzić również turystów ścieżką filmową, bo w Lublinie było kręconych mnóstwo filmów. Zresztą kiedy słucham wypowiedzi filmowców, oni zawsze bardzo chwalą Lublin, za to, że tutaj nie wiele trzeba zmieniać. Lubelskie Stare Miasto rzeczywiście tchnie historią i te filmy historyczne, wojenne takie jak chociażby „Wojenne dziewczyny” są kręcone w Lublinie. I to się też przydaję, bo ludzie interesują się kinematografią. Czasami dziwią się, że ten Lublin grał i Paryż, i Warszawę. Oczywiście pamiętajmy, że Lublin grał także Lublin – stwierdza Danuta Borzęcka.
Czy są ścieżki, jakieś szlaki, które jeszcze można odkryć, wydobyć dla turystów? – Myślę, że tak, chociaż trzeba pamiętać, że my w Lublinie mamy dwojakiego turystę. Bo mamy turystę miejscowego i mamy turystę przyjezdnego. I ten turysta, który przyjeżdża do nas znad morza, ze Śląska, z Wielkopolski, chce zobaczyć najciekawsze miejsca na całej Lubelszczyźnie. On raczej zobaczy Stare Miasto, utarte ścieżki, zajrzy do kaplicy Trójcy Świętej i ruszy dalej. Natomiast mamy też turystę miejscowego i dla niego były przygotowywane trasy jak ta śladami Józefa Czechowicza i trasy Lublina przemysłowego. Niektórzy turyści chcą wiedzieć więcej, bo są nowymi mieszkańcami Lublina. Ale są i tacy, którzy mieszkają w Lublinie od bardzo dawna i są to np. emeryci. I oni przychodzą na wycieczki, żeby sobie przypomnieć, ale i także, żeby dopowiedzieć swoją historię. I to jest piękne. Z takich ciekawostek rzuconych przez starszych mieszkańców później się korzysta. Jeszcze czasami, jeżeli się uda, dopytuje się tę osobę. Jeżeli nie, to zawsze jest taki trop dla przewodnika. Tym tropem należy podążyć, poszperać, poszukać, doczytać. I może to będzie właśnie kolejny pomysł na wycieczkę, dla tych turystów, którzy chcą więcej. Każdy z nas szuka inspiracji w tym, co go interesuje. Ja jestem wielką fanką kina, więc dla mnie trasa szlakiem filmów kręconych w Lublinie, to była trasa bardzo naturalna. I takie trasy się najbardziej sprawdzają. Bo jak się wkłada w to serce, potrafimy najlepiej o tym opowiedzieć. Natomiast jak się szuka, to się siedzi w bibliotekach, szuka się, szpera w Internecie. Ale także się podpytuje. Czasami jest to praca grupowa. Jestem członkiem Stowarzyszenia Pilotów i Przewodników Pogranicza, więc czasami jego członkowie się zbierają i wspólnie coś opracowują, bo tak jest łatwiej, co dwie głowy to nie jedna – opowiada Danuta Borzęcka.
– Niedługo będziemy mieć tak naprawdę nowy szlak – koziołków. Pierwszy koziołek pojawił się w Lublinie, to też chyba dobry początek, żeby tego turystę tutaj przyciągnąć? – Jak najbardziej. Muszę powiedzieć, że zdarzało mi się, że miałam niezainteresowane niczym dzieci. I te dzieci można wziąć na poszukiwanie koziołków w Lublinie. Mimo że figurki koziołków dopiero powstają, to tych koziołków w Lublinie mamy mnóstwo. Mamy mnóstwo przedstawień herbów. Bo wystarczy czasami spojrzeć w górę czy spojrzeć po prostu pod nogi. Myślę, że z rzeźbami koziołków będzie jeszcze ciekawiej – uważa.
W poniedziałek 21 lutego obchodzimy Międzynarodowy Dzień Przewodnika Turystycznego. Święto powstało w 1990 roku, gdy po raz pierwszy zorganizowała je Międzynarodowa Federacja Stowarzyszeń Przewodników Turystycznych. Lubelski oddział Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego w 1952 roku, w szeregi organizacji wstąpiło ponad 800 osób.
Dziś (21.02), z okazji dnia przewodnika, odbyła się w Lublinie również gra terenowa.
EwKa / opr. AKos
Fot. pixabay.com