Polacy okazują wielkie serce, pomagając wschodnim sąsiadom zaatakowanym przez Rosję. Jednak społecznicy i samorządowcy podkreślają, że aby pomoc była skuteczna, musi być przemyślana. Nie wszystko jest potrzebne na samej granicy.
– Ważna jest komunikacja telefoniczna, dlatego dajemy taką możliwość tym co przejdą przez granicę – mówi jeden z wolontariuszy. – Rozdajemy za darmo startery, kto potrzebuje, przyjeżdża albo przychodzi i dostaje. Jesteśmy na wszystkich przejściach granicznych, w punktach rejestracyjnych.
CZYTAJ: Wsparcie dla Ukrainy. Jak można pomóc i gdzie szukać pomocy
– Mamy tu punkt pierwszej pomocy dla uchodźców. Są kanapki, napoje, owoce. Jesteśmy w kontakcie z ludźmi z Chełma. Dowożą nam wszystko na bieżąco – dodaje wolontariusz, pan Paweł.
– Zwiększył się ruch pieszych i to jest zauważalne – zaznacza wójt gminy Dorohusk Wojciech Sawa. – Szczególnie dzisiejszej nocy pojawiła się dosyć duża liczba uchodźców z Ukrainy, których dowozili strażacy z naszej gminy. To było przewidywalne po tym, jak dostaliśmy informację o 15-kilometrowych kolejkach z tamtej strony. Stanęliśmy na wysokości zadania i próbujemy w jakiś sposób rozwiązać te problemy.
– Jeszcze jesteśmy w stanie opanować sytuację pod względem potrzeb i liczby miejsc – mówi Renata Lalik, zastępczyni kierownika punktu recepcyjnego w Dorohusku. – Poprzednio 90 proc. osób miało swój transport i często miejsce docelowe. Teraz jest tak, że osoby nie mają transportu, za to mają miejsce docelowe w różnych częściach Polski. Jest problem, ponieważ my nie organizujemy dojazdów do miejsc zakwaterowania, jeżeli ci ludzie nie chcą korzystać z pomocy państwa. Bo ci ludzie nie chcą się rejestrować.
– Byłem tutaj, potem w Zosinie. To będzie trzecia rodzina, którą będę chciał zabrać. Szukam kogokolwiek, kto jest chętny i zabieram do Lublina. Dzisiaj ulokowaliśmy z żoną 9 osób. Jeżeli jedzie się po kogoś z Ukrainy, ludzie się boją, podejrzewają, że zapłacą tysiąc złotych za transport. Po drugie, to przeważnie samotne kobiety z dziećmi, reszta to dziadkowie. Boją się wsiadać, jak jest tylko facet. Warto wziąć koce, są potrzebne, ponieważ długo tam czekają – radzi jeden z pomagających.
– Zorganizowaliśmy zbiórkę, zajmujemy się wszystkim. Darów jest bardzo dużo – przyznaje prezes OSP Okopy, Waldemar Lasek. – Wysłaliśmy już kilka dużych samochodów z różnymi towarami. Nie tylko na przejście, bo tam towaru jest bardzo dużo.
CZYTAJ: Będą tu trafiać dary z całej Polski. W Niemcach powstaje hub z pomocą humanitarną dla Ukrainy
– OSP jest czynne od piątku. Tak już pracujemy. Segregujemy ubrania, żywność, robimy kanapki i przekazujemy je. Pomagamy tak, jak możemy – mówi pani Małgorzata.
– Pomagają na sto procent. Jak komuś jest coś potrzebne – czy to nocleg, czy jedzenie – wszystko jest – przyznaje pani Tatiana.
– Mamy bardzo dużo żywności i ubrań. Uważam, że to wszystko powinno być bardziej skoordynowane. Te rzeczy powinny trafiać w miejsca, gdzie uchodźcy już są. Rodziny, które przyjmują Ukraińców, często potrzebują węgla i drzewa, żeby ogrzać domy, które im przeznaczają. Otrzymujemy dużo telefonów, że ktoś przywiezie 12 ton żywności – ale to nie w to miejsce. Te 12 ton powinno trafić na drugą stronę, bo tam ludzie potrzebują leków, żywności, wody – podkreśla Wojciech Sawa.
Działacze społeczni apelują, żeby darów nie zwozić na granicę. Należy je przekazywać organizacjom, które przygotowują konwoje na Ukrainę oraz rozdysponowują rzeczy dla uciekających przed wojną, którzy mają już stałe miejsce zakwaterowania.
Potrzebni są także wolontariusze, którzy zajmą się np. sortowaniem takich darów w organizacjach pomocowych.
RyK / opr. WM
Fot. Piotr Michalski