„Święty z sąsiedztwa”. Ruszył proces beatyfikacyjny studenta KUL-u

akra 132 scaled 1 2022 02 16 194330

Student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jacek Krawczyk ogłoszony Sługą Bożym. – Rozpoczyna się też jego proces beatyfikacyjny – informuje diecezja rzeszowska.  Dekret w tej sprawie wydała Watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w imieniu Stolicy Świętej.

CZYTAJ: Student KUL, Jacek Krawczyk ogłoszony Sługą Bożym

– Jacek początkowo myślał, że będzie księdzem, ale zakochał się i stwierdził, że chce pomagać ludziom poznawać Chrystusa jako świecki teolog – mówi jeden z promotorów beatyfikacji Jacka Krawczyka, ojciec profesor Andrzej Derdziuk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. – Dlatego w 1985 roku zdawał egzamin na teologię dla świeckich na KUL-u. I tutaj spotkał księdza profesora Janusza Nagórnego, który rozpoznał w nim ten wielki talent – wrażliwość na drugiego człowieka. Podwyższył mu także ocenę, dzięki czemu Jacek dostał się na te studia. Był bardzo zdolny i inteligentny. A to, że ten egzamin nie poszedł mu najlepiej, wynikało z tego, że nie miał czasu na przygotowanie się. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić i dopiero w ostatnim dniu złożył dokumenty na KUL. Ale potem dawał sobie świetnie radę na studiach.   

Chciał pomagać wszędzie

– Na KUL-u zorganizował grupę studentów, którzy chodzili do szpitala dziecięcego, żeby pomagać dzieciom przeżywać chorobę. Bowiem wtedy na oddziały nie wpuszczano rodziców. Interesował się także ludźmi ubogimi, dlatego zbierał dla nich żywność i ubrania. Miał niekonwencjonalne metody w pozyskiwaniu ubrań. Przychodził do znajomych księży – ale nie tylko – i mówił im tak, „Proszę otworzyć mi szafę, pokazać mi ubrania, w których od roku ksiądz czy pan nie chodzi. Ja je zabieram dla moich biednych”. Był bardzo odważny, bezkompromisowy, a jednocześnie wrażliwy – opowiada ojciec profesor Andrzej Derdziuk. 

– Był też człowiekiem bardzo koleżeńskim, otwartym. Lubił tańczyć. Poznał na studiach dziewczynę, Ewę Wieczorek, i zakochał się. Pisał do niej bardzo romantyczne listy. A jednocześnie był człowiekiem, dla którego sensem życia było dzielić się Chrystusem i to w takim znaczeniu, żeby głosić Ewangelię nie tyko słowem, ale nade wszystko czynem. Jako student teologii postanowił, że chce być także lekarzem. Dlatego po drugim roku wziął urlop dziekański, żeby zdawać na ówczesną Akademię Medyczną. Wtedy trzeba było mieć tak zwane punkty. Dlatego Jacek podjął praktykę najpierw wolontariusza, a potem sanitariusza w pogotowiu ratunkowym. I tam dał się poznać jako bardzo ofiarny człowiek, który interesował się losem swoich pacjentów nie tylko w trakcie interwencji pogotowia, ale także odwiedzał ich potem. Kupił sobie także specjalną torbę z narzędziami sanitariusza, żeby wszędzie pomagać cierpiącym – mówi gość Radia Lublin.        

– Jednocześnie bardzo dużo się modlił. Był codziennie na mszy świętej. Miał swojego stałego spowiednika. Dawał świadectwo wierności Bogu i Kościołowi. Kiedy był na czwartym roku i nie dostał się na medycynę, podjął drugi kierunek. Dawał sobie radę, studiując jednocześnie teologię i psychologię – opowiada ojciec profesor Andrzej Derdziuk.    

„Szkoda, że nie chcemy być świętymi”

– Kiedy wziął z Ewą związek cywilny, bo nie było jeszcze wtedy małżeństw konkordatowych, zanim zamieszkali razem, Jacek pojechał do domu, do Rzeszowa, na wakacje. I wtedy okazało się, że jego płuca są zajęte przez nowotwór. Wtedy wysłał list do swojej narzeczonej, bo jeszcze nie żony sakramentalnej, w którym napisał, że zależy mu przede wszystkim na jej szczęściu. A on nie wie, ile jeszcze będzie żył, więc proponuje, aby ona teraz podjęła decyzję, co mają zrobić – mówi gość Radia Lublin.

Ostatecznie w 1990 roku pobrali się w szpitalnej kaplicy. Jacek Krawczyk zmarł w nocy z 31 maja na 1 czerwca 1991 r.      

– Jacek był człowiekiem, który bardzo chciał żyć, a jednocześnie godził się z perspektywą umierania. Co więcej dawał tak czytelne świadectwo swojej wiary, że jedna z lekarek wspomina: „Nigdy nie widziałam prawdziwego chrześcijanina. Ale gdy sobie wyobrażam, jaki powinien być, to Jacek był taki”. W swoich ostatnich słowach, na sześć godzin przed śmiercią, napisał: „Jestem kimś, kto dziwi się, że ludzie tak często, patrząc na swój krzyż, nie rozumieją, że to wspaniały dar Chrystusa miłosiernego. (…) Szkoda, że nie chcemy być świętymi” – opowiada ojciec profesor Andrzej Derdziuk.  

 – Młodzi ludzie, którzy go spotykali w czasie studiów, widzieli, że był kimś niezwykłym. Pytali wręcz: „Dlaczego patrzymy na niego z podziwem?”. A jednocześnie był to chłopak bardzo zwyczajny – dodaje gość Radia Lublin.  

Co oznacza tytuł Sługi Bożego?

– Po pierwsze jest to człowiek, którego przykład życia został uznany za wzorzec do naśladowania. Jednocześnie nie oznacza to, że może cieszyć się kultem publicznym, ale może być wzywany jako wstawiennik przed Panem Bogiem. Może też być propagowana jego postać. Następnym etapem jest zebranie świadectw ludzi, którzy go znali osobiście albo poznali jego biografię. A także zbieranie cudów i łask, a więc informacji, że ludzie za jego wstawiennictwem zmienili swoje życie lub też uzyskali poprawę zdrowia – wyjaśnia ojciec profesor Andrzej Derdziuk.         

– Mamy już takie świadectwa ludzi, którzy przestali pić alkohol albo wyszli z depresji, właśnie dlatego że inspirowali się świadectwem człowieka, który będąc w ekstremalnie trudnej sytuacji, zachował spokój. Jacek pisał do swojego promotora: „Nie wiem, jak długo będę żył, ale gdy będę umierał, będzie nas dwóch – Chrystus i ja”. A w innym liście wyraził: „Zawsze będę wygrany. Bo jeśli odejdę, będę z Chrystusem. A jeśli przeżyję, będę mógł razem z nim służyć drugiemu człowiekowi” – opisuje gość Radia Lublin.

„Mocny kandydat na ołtarze”

– Jeżeli na etapie diecezjalnym zostanie udowodniona heroiczność cnót, wtedy Jacek zyska kolejny tytuł – Czcigodny Sługa Boży. Oznaczać to będzie, że jego wyjątkowy sposób realizowania ideału chrześcijańskiego został stwierdzony na podstawie świadectw i dokumentów. Dopiero potem przeprowadza się proces o cudzie. To znaczy, że Bóg udzielił jakiejś szczególnej łaski za pośrednictwem tego kandydata na ołtarze. W tym przypadku najczęściej chodzi o uzdrowienia. Muszą one być: nagłe, szybkie, całkowite i trwałe. Wtedy zostanie ogłoszony błogosławionym. Oznacza to, że będzie czczony w Kościele lokalnym, czyli w Polsce. Jeśli będą kolejne cuda, to można oczekiwać na proces kanonizacyjny. Jego zakończenie oznacza, że zostaje ogłoszony świętym i wtedy jest czczony w Kościele na całym świecie – tłumaczy ojciec profesor Andrzej Derdziuk.     

– Myślę, że Jacek Krawczyk to mocny, potrzebny i aktualny kandydat na ołtarze. A nade wszystko bardzo ludzki, spokojny i codzienny. Święty z sąsiedztwa – dodaje gość Radia Lublin.  

Jacek Krawczyk urodził się 16 sierpnia 1966 roku w Rzeszowie. W drugiej klasie liceum rozpoczął pracę charytatywną w Państwowym Domu Rencistów w Rzeszowie. Studia na KUL-u zaczął w 1985 roku na Wydziale Teologii.

Po śmierci Krawczyka została powołana do życia fundacja jego imienia, wspierająca młodzież w edukacji. 22 listopada 2017 r. podczas sympozjum w Lublinie, które miało na celu m.in. podsumowanie ćwierćwiecza działalności fundacji, uczestnicy wyrazili opinię, że należy podjąć działania w kierunku wszczęcia procesu beatyfikacyjnego Jacka Krawczyka.

MaTo / opr. ToMa

Fot. diecezja.rzeszow.pl

Exit mobile version