Fundacja „Zapomniane” działająca przy Komisji Rabinicznej chce przebadać w Polsce 100 miejsc żydowskich pochówków poza cmentarzami, wcześniej tylko opisanych, a nie zbadanych w terenie. Jednym z takich miejsc jest obszar znajdujący się na zakręcie drogi do byłej szkoły w Ruszowie. Członkowie fundacji podjęli próbę lokalizacji miejsca pochówku dwóch żydowskich rodzin.
– W judaizmie – poza szczególnymi wyjątkami – nie wchodzi w grę ekshumacja, więc gdybyśmy te szczątki znaleźli, to zostałyby tutaj w formie nienaruszonej. Ale miejsce byłoby oznakowane i upamiętnione – mówi Agnieszka Nieradko z Fundacji „Zapomniane”. – Pozostaje pytanie, czy jesteśmy w stanie ten grób znaleźć, wyznaczyć jego granice i przywrócić pamięć o nim. To, że ludzie pamiętają o tym zdarzeniu to fakt niezaprzeczalny, tylko że nigdy tu nic nie stało, żaden kamień czy znak, że to tu jest – dodaje.
Prawdopodobnie w tym miejscu jesienią 1942 roku zginęły dwie rodziny: Abrahama Zycera i Chai Lerner.
– Mieszkali na wzgórzu obok. To byli miejscowi Żydzi, rolnicy i drobni rzemieślnicy. Jeden był właścicielem sklepu. Posiadali maszyny do szycia i świadczyli usługi – opowiada Jerzy Wiater, mieszkaniec Ruszowa. – Zostali zabici w swoim obejściu, z tego wzgórza przeniesieni tutaj, wyrzuceni do tego dołu i przykryci – dodaje.
– Prawdopodobnie w sierpniu 1942 roku przyjechali tutaj gestapowcy z Zamościa i rozstrzelali członków tych rodzin. Nie wiadomo dokładnie, ile tych osób było. Świadkowie twierdzą, że 8 albo 10. Wśród ofiar były kobiety i dzieci – tłumaczy Marek Kołcon, nauczyciel historii w II LO im. Marii Konopnickiej w Zamościu.
– Takich miejsc jak to w Ruszowie są setki, jak nie tysiące. Gdy jeździmy po tych miejscach, to za każdym razem powtarza się motyw, że jedziemy sprawdzić jedno miejsce, a ludzie mówią nam o trzech kolejnych. To jest jak efekt kuli śnieżnej. Cały obszar Polski na wschód od Wisły jest praktycznie usiany takimi nieupamiętnionymi, zapomnianymi, trochę wypartymi z pamięci, miejscami żydowskiej kaźni i pochówku. Do większości nie dotrzemy. Ale te, do których dotrzemy, próbujemy lokalizować i umieszczać w rejestrze grobów wojennych, żeby pamięć przetrwała i te miejsca zyskały status grobów wojennych. Wtedy byłyby chronione przez polskie prawo – dodaje Agnieszka Nieradko.
– Po zamordowaniu tej rodziny została Chaja. Jeszcze jesienią ludzie z tej miejscowości ją spotykali wieczorami. Na wiosnę już nikt jej nie spotkał, już tu nie przychodziła – mówi Jerzy Wiater.
– W latach 60. XX wieku było tu prowadzone śledztwo. Mieszkańcy Ruszowa opowiadali tę historię. Jest kilka relacji. Wszyscy potwierdzają, że zamordowani zostali tu pogrzebani – dopowiada Marek Kołcon.
– Można by wykorzystać georadar. Miejsce nadaje się do tego, żeby je sprawdzić tą metodą, ale musi być spełniony jeden warunek: musi być sucho. Dziś jest śnieg, mokro i błoto. Nie wiązałabym z nimi jakiś wielkich nadziei. Na pewno wykażą naruszenie ziemi, bo widać to już gołym okiem. Pan, który jest dziś z nami, zawęża pole poszukiwań bardzo mocno, więc w miejscu przez niego wskazanym, te badania będzie można przeprowadzić. Zobaczymy, co one wykażą. Można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że te szczątki tutaj gdzieś są. Mamy nazwiska tych ludzi. Jest co umieszczać na tym pomniku i do tego będziemy dążyć – mówi Agnieszka Nieradko.
Fundacja powróci latem z georadarem. Dzisiaj (23.02) – oprócz Ruszowa – ustalano dokładne lokalizacje zapomnianych grobów w Kolonii Zrąb, Chomęciskach Dużych i Zarzeczu. Szczegóły akcji na stronie www.zapomniane.org.
AP / opr. LysA
fot. AP