„Chcemy, żeby poczuli się tu dobrze”. Puławskie zakonnice przyjęły podopiecznych ukraińskiego domu dziecka

pm hrubieszow 040322 025 2022 03 05 094559 2022 03 09 190830

Dziewięcioro podopiecznych Rodzinnego Domu Dziecka z obwodu chmielnickiego w Ukrainie dotarło do Puław. Placówka prowadzona była przez siostry zakonne, ale ze względu na bezpieczeństwo dzieci Benedyktynki Misjonarki musiały szukać schronienia w Polsce. Z pomocą przyszedł bratni zakon w Puławach.

– Poprzez taką działalność wracamy do początków naszego zgromadzenia – mówi dyrektor Ośrodka Rewalidacyjno-Wychowawczego w Puławach, siostra Anuarita Ewa Tutka. – Nasze zgromadzenie powstało w 1917 roku w Białej Cerkwi koło Kijowa. Tam było bardzo dużo sierot, bo był to okres I wojny światowej. Tworzył się dom dziecka i zgromadzenie. Tworzyły się razem. Przyszedł rok 1920 i siostry przez te ostatnie dni musiały się tułać, żeby coraz bardziej udawać się na zachód. Przybyły do Łucka, Kowla – tam powstawały nowe domy dziecka.

– W Ukrainie prowadzimy dom dziecka typu rodzinnego. Mamy tam 9 dzieci w wieku od 3 do 14 lat – mówi siostra Filomena. – Decyzja o wyjeździe z Ukrainy była bardzo trudna. Ciągle były jakieś alarmy, schodziliśmy do piwnicy. Zdecydowałyśmy, że dla dzieci lepiej i bezpieczniej będzie wyjechać z Ukrainy. Dzieci nie do końca rozumieją, dlaczego musiały wyjechać z domu. Chcą bronić swojego kraju tak jak umieją, jak to dzieci. 

– Nasze założenie jest takie, żeby dom puławski był ich domem – podkreśla siostra Anuarita Ewa Tutka. – Już wczoraj wyrażali wielką tęsknotę. Mówili, że jak tylko nastanie pokój, to będą wracać do Ukrainy. Na czas zawieruchy wojennej chcemy stworzyć im tutaj dom. Są dwie siostry, które opiekują się dziećmi. Dzieci zwracają się do siostry Filomeny „mamo”. 

– Nie uczę ich, żeby mówiły inaczej, bo dla nich to słowo jest bardzo potrzebne. Niektóre dzieci nie pamiętają swoich mam – mówi siostra Filomena. – Nasza najmłodsza podopieczna, Polina, która trafiła do internatu w wieku 8 miesięcy, w ogóle nie pamięta swojej mamy. Na początku, jak dzieci tylko przyszły, ciągle słyszałam „mamo”. Było to dla mnie męczące i dziwne, bo jestem siostrą zakonną. Myślałam, że dzieci nie będą tak do mnie mówić. Było mi z tym dziwnie. Jak szliśmy ulicą i dzieci krzyczały „mamo”, to odwracałam głowę, żeby ludzie na mnie nie patrzyli. Teraz już się do tego przyzwyczaiłam.

– Chcemy zapewnić im warunki domowe. W tym momencie oddałyśmy im część naszego domu zakonnego. Chcemy, żeby była to część wydzielona dla nich, żeby naprawdę poczuli się tu dobrze i stworzyli dom, którego potrzebują. Wydaje mi się, że to dla nich ważne, żeby atmosfera domowa cały czas była – dodaje siostra Anuarita Ewa Tutka.

– Dzieci nie mają rodziców, a jeszcze muszą uciekać ze swojego domu i zmieniać miejsce zamieszkania. Nie wiedziały za bardzo, co się dzieje i o co chodzi. Fundacja otworzyła się na całą sytuację już od pierwszych dni. Staramy się, jak możemy. Mamy za sobą wszystkich pracowników naszych placówek i rodziców – mówi Angelika Tomasik, prezes Fundacji Benedyktyński Zakątek w Puławach.

– Dzieci najbardziej potrzebują teraz poczucia bezpieczeństwa, żeby czuły się jak w domu. Jeśli tak się poczują, będę wiedzieć, że podjęłyśmy z siostrami w Ukrainie dobrą decyzję – dodaje siostra Filomena.

Puławskie siostry zakonne rozpoczęły zbiórkę pieniędzy na potrzeby ukraińskich sierot. Szczegóły można znaleźć na stronie internetowej www.benedyktynskizakatek.pl.

ŁuG / opr. WM

Fot. archiwum

 

Exit mobile version