Mija dokładnie 80 lat od rozpoczęcia przez nazistowskie Niemcy Akcji Reinhardt – likwidacji gett w Generalnym Gubernatorstwie i Okręgu Białostockim, co wiązało się z wymordowaniem ich mieszkańców. Akcja zaczęła się w nocy z 16 na 17 marca 1942 roku transportem około 1600 Żydów z lubelskiego getta do obozu zagłady w Bełżcu.
O genezie i przebiegu Akcji Reinhardt z dyrektorem lubelskiego oddziału IPN dr. Robertem Derewendą (na zdj.) rozmawia Iwona Kosior.
Siedziba sztabu Akcji Reinhardt mieściła się w Lublinie. Kto był pomysłodawcą i jakie decyzję zapadały w obecnym Colegium Iuridicum przy ul. Spokojnej w nocy z 16 na 17 marca 1942 roku, dokładnie 80 lat temu?
– Akcja Reinhardt to ostatni akt tragedii polskich Żydów w czasie II wojnie światowej – mówi dr Robert Derewenda. – Ale nie od razu Niemcy podjęli decyzję o tym, że zamordują ludność żydowską. Były to stopniowe działania. Najpierw jesienią 1939 roku, kiedy Polska została zajęta przez okupanta niemieckiego, Żydzi byli piętnowani i pozbawiani praw. Pozbawiono ich również majątków. Ostatecznie zdecydowano o tym, że mają mieszkać w konkretnych dzielnicach. Ale dopiero z czasem te dzielnice żydowskie zostały ogrodzone, a następnie zamknięte. Czyli nie od razu mamy do czynienia z gettami zamkniętymi. Sytuacja staje się napięta w roku 1941, kiedy te getta zostają zamknięte. Niemcy zastanawiają się, co uczynić z ludnością żydowską z terenów okupowanych. Prawdopodobnie na przełomie roku 1941/1942 podejmują decyzję o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Oznacza to zamordowanie ludności żydowskiej. Wiele wskazuje na to, że decyzja mogła zapaść już jesienią 1941 roku. Wtedy mamy bowiem pierwsze masowe mordy Żydów poprzez użycie gazu.
– Natomiast jeśli chodzi o taką zmasowaną akcje, ona się rozpoczęła od Lublina, Lwowa i miejsca, gdzie tych Żydów mordowano, czyli od Bełżca. Tam zorganizowano obóz zagłady, gdzie trafiły dwa pierwsze transporty Żydów. Tę akcję mordowania polskich Żydów Niemcy nazwali Akcji Reinhardt, czcząc w ten sposób nazwisko szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy, Reinharda Heydricha, który w czerwcu 1942 roku został zabity przez Czechów. Akcja mordowania nosiła imię mordercy – opowiada dr Robert Derewenda.
– Akcja trwała od marca 1942 r. aż do jesieni 1943 r. Półtora roku, tyle czasu potrzebowali Niemcy, żeby zamordować około 2 milionów obywateli II Rzeczypospolitej narodowości żydowskiej. Pierwszym obozem tutaj w Generalnym Gubernatorstwie, który masowo przyjął Żydów na śmierć, był właśnie obóz zagłady w Bełżcu, ale pamiętamy również o Sobiborze, o Treblince. Pamiętamy również o obozach koncentracyjnych, do których przywożono Żydów, chociażby o Majdanku, Auschwitz. To również miejsca, które były z jednej strony obozami koncentracyjnymi, z drugiej strony stały się również miejscami zagłady dla ludności żydowskiej – mówi gość Radia Lublin.
Akcja miała swój początek na Lubelszczyźnie. Dlaczego akurat na tych terenach?
– Na Lubelszczyźnie mieszkało najwięcej Żydów przed II wojną światową. Przyjmujemy, że największa diaspora żydowska w Europie była na terenie II Rzeczypospolitej. Ale gdybyśmy jeszcze mieli przyjrzeć się terenom II Rzeczypospolitej, to znów najwięcej osób narodowości żydowskiej mieszkało właśnie na Lubelszczyźnie, zarówno w takich miastach jak Lublin, jak i w mniejszych miejscowościach np. w Kocku, Lubartowie. Początkowo, jeszcze jesienią 1939 roku jednym z niemieckich pomysłów była koncentracja tej ludności żydowskiej z terenów okupowanej Polski, właśnie tutaj gdzieś na Lubelszczyźnie. Ostatecznie Niemcy zrezygnowali z tych planów. Podjęli decyzję o zamordowaniu tej ludności. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa zorganizowano obozy zagłady w Treblince, Sobiborze, w Bełżcu. Właśnie dlatego, że tutaj było z dala od niemieckiej opinii publicznej, po drugie była tu dostateczna sieć kolejowa, aby przewozić Żydów, po trzecie te miejsca, te obozy zagłady znajdowały się stosunkowo blisko wywożonej ludności. Do Treblinki nie było wcale daleko z Warszawy, do Bełżca również nie jest wyjątkowo daleko z Lublina. W związku z czym wystarczyło 3 godziny, żeby dowieźć ten transport z Lublina do Bełżca. W jednym pociągu było około 5 tysięcy ludzi. To jest całe miasteczko, które docierało do obozu zagłady. I tam właściwie bardzo „sprawnie” tych ludzi mordowano. W Bełżcu, znajdującym się obok linii kolejowej między Lublinem a Lwowem, kursowały codziennie pociągi – wyjaśnia dr Robert Derewenda.
– A gdyby tak porównać skale dokonywanych tych zbrodni na terenie Polski ze skalą Holokaustu w całej Europie?
– W tych obozach zagłady nie ginęli tylko polscy Żydzi. Na tereny okupowanej Polski byli zwożeni Żydzi z innych terenów europejskich. Tutaj byli koncentrowani najpierw w gettach, później wywożeni do obozów zagłady. Obozy zagłady zasadniczo po wykonaniu Akcji Reinhardt zostały zlikwidowane przez Niemców. W Bełżcu posadzono las, wydobyto szczątki tych, którzy zostali pochowani w dołach śmierci. Palono te szczątki przez całe tygodnie, miesiące. Cała okolica czuła swąd palonych ciał. Potem posadzono las. Zlikwidowano całkowicie pozostałości dawnego obozu, nikt miał się nigdy o tym nie dowiedzieć – mówi dr Robert Derewenda.
– Dzisiaj jako Instytut Pamięci Narodowej dbamy o tę pamięć, przywracamy ją. Dwa dni temu mieliśmy wielkie wydarzenie w Bełżcu związane z uroczystościami 80. rocznicy Akcji Reinhardt. Przedwczoraj również otworzyliśmy wystawę w Lublinie przed Centrum Spotkań Kultur, poświęconą właśnie Akcji Reinhardt. Celowo wystawę tą tworzyliśmy w miejscu, gdzie gromadzi się młodzież, aby młodzi ludzie zapoznali się z tą straszliwą historią. Ponieważ okazało się, że czasy wojny nie odeszły do lamusa, że czasy wojny mamy właściwie całkiem niedaleko. Bo kilkadziesiąt kilometrów od Lublina mamy granicę z Ukrainą, a Ukraina została napadnięta. Tam dzieją się rzeczy straszliwe, o których do tej pory uczyliśmy się tylko z podręczników i które wydawały się nam bardzo odległe. One już nie są odległe, one są bliskie. Możemy się spotkać z ludźmi, z Ukraińcami, którzy uciekli przed wojną. Oni opowiadają o straszliwych rzeczach, które my pokazujemy na wystawie, ale które dzieją się dziś. Dlatego wychodzimy z edukacją historyczną, z tym co wiemy o tamtych czasach, żeby taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła – tłumaczy gość Radia Lublin.
– Na czym należy się skupiać, mówiąc o tamtych wydarzeniach, żeby kultywować pamięć o ofiarach, a nie o oprawcach?
– Proszę zwrócić uwagę nawet dzisiaj, na przykładzie wojny na Ukrainie, Rosja robi bardzo wiele, żeby siać dezinformację. Czyli żeby sprawa nie była jasna, że oto Rosja napadła na Ukrainę, żeby zachwiać przekonaniem opinii publicznej, kto jest tutaj agresorem, kto jest katem, a kto jest ofiarą. Również to samo czynili Niemcy w czasie II wojny światowej. Próbowali wszelkimi środkami zaangażować ludność polską do udziału w Holokauście. Polskie Państwo Podziemne ostrzegało przed tym polską ludność. I rzeczywiście ani polskie organizacje, ani Polacy masowo nie wzięli udziału w Holokauście. Nawet jak dojeżdżał pociąg z ludnością żydowską do Bełżca, polscy kolejarze nie byli wpuszczani do obozu. Wysadzano z tego pociągu i dalej obsługą zajmowali się ludzie z obozu, czy też sami Niemcy. Chodziło o to, żeby nikt nigdy się o tym nie dowiedział. Dwie osoby przeżyły obóz w Bełżcu, ale my zadbaliśmy oto, aby ich relacja została przekazana kolejnym pokoleniom. I Instytut Pamięci Narodowej dba o tę pamięć historyczną, o to, abyśmy oddali sprawiedliwość, abyśmy pamiętali o ofiarach. Nie możemy o tym zapomnieć i nie możemy zapomnieć o tym, kto był katem. Niestety wielu z tych katów nigdy nie poniosło odpowiedzialności po II wojnie światowej, a jeśli już to naprawdę niewielką. A trzeba przestrzegać przed tego typu zachowaniami, dlatego że jeśli oprawcy nie ponoszą konsekwencji, nie ponoszą kary, to trudno się spodziewać, że będzie to właściwy przykład dla kolejnych pokoleń – dodaje dr Robert Derewenda. .
Do listopada 1943 roku w czasie Akcji Reinhardt Niemcy zamordowali około dwóch milionów Żydów.
KosI / opr. AKos
Fot. archiwum