W ciągu ostatnich dni mniej uchodźców z Ukrainy przybywa do Polski, jednak ratownicy medyczni wciąż mają sporo pracy. Ludzie uciekający przed wojną często mają za sobą długą podróż, a dodatkowym problemem jest pogoda i duży mróz nocą i nad ranem.
Większość ludzi, którzy w ostatnich godzinach przekroczyli granicę i nie pojechali jeszcze dalej, ociepla się w tak zwanym ciepłym namiocie, bo na zewnątrz jest bardzo zimno. Duży mróz był też w nocy. Taką pogodę najgorzej znoszą dzieci i osoby starsze. Z powodu wychłodzenia kilka osób trafiło pod opiekę ratowników medycznych. Osoby, które teraz przybywają z Ukrainy do Polski, to ludzie, którzy widzieli pełne okropieństwo wojny. Mówią o zbombardowanych miastach i zabitych ludziach. To też często ludzie, którzy długo nie decydowali się na wyjazd, bo nie mają w Polsce rodziny ani znajomych. Teraz nie wiedzą, co dalej będzie z ich życiem.
– Jesteśmy drugim punktem medycznym, pierwszy jest tuż przy granicy i tam trafiają ludzie w najgorszym stanie – mówi ratownik medyczny pracujący jako wolontariusz na przejściu granicznym w Zosinie, Grzegorz Zięba. – Po naszej, polskiej stronie nie ma problemów. Ludzie przekraczający granicę od razu są „zaopiekowani”, czy przez żołnierzy z WOT, czy też ratownika. Są otuleni folią, mają czapki, rękawiczki. Wszystko jest okej. Problem jest po stronie ukraińskiej. Stamtąd przychodzą wyziębieni, stoją po 8-9 godzin. Mieliśmy dwójkę dzieci, która nie jadła 3 dni. Jedno odleciało śmigłowcem do szpitala, drugie zostało przetransportowane. Główny problem to niedożywienie tych dzieci. Są lekko ubrane i strasznie długo tam stoją – dopowiada.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Na przejściu granicznym w Zosinie praca trwa całą dobę
Minionej doby polsko-ukraińską granicę w województwie lubelskim przekroczyło ponad 38 tysięcy osób, w tym przez przejście w Zosinie 6,5 tysiąca osób.
MaK / opr. LysA
Fot. archiwum