Do Polski wciąż napływa fala uchodźców z Ukrainy. Minionej doby odprawiono ponad 45 tysięcy osób na przejściach w Lubelskiem.
Na przejściu w Zosinie odprawy odbywają się szybko i sprawnie. Na Ukraińców czeka albo zorganizowany transport z przejścia, albo są przewożeni do Hrubieszowa do punktu recepcyjnego.
– Przyjechaliśmy po trzy ukraińskie rodziny – mówi jeden z kierowców. – To mamy z dziećmi. Współpracujemy z Towarzystwem Kultury Polskiej w Łucku i zaoferowaliśmy w naszych domach miejsca dla nich. Kilka mieszkań. Dzisiaj właśnie ich odbieramy. Widzimy dużo wolontariuszy, którzy też przyjechali po innych. Niektórzy jadą nawet do Francji. Udzielaliśmy im informacji jak się kierować. Jako Polacy zdajemy egzamin. Zjednoczyliśmy się.
– Przed chwilą przeprowadziłem matkę z córką – opowiada ks. Michał Efner. – Rozmawialiśmy trochę po angielsku, ukraińsku i polsku. Dowiedziałem się, że to jest żona księdza prawosławnego, więc tym bardziej uśmiechnęliśmy się, wymieniliśmy życzliwości. Są w bezpiecznym miejscu i to jest najważniejsze, żeby uchodźcom wojennym zapewnić bezpieczeństwo.
– Przyjechaliśmy z kolegami. Wzięliśmy 150 litrów zupy – tłumaczy Iwo Pasałan z Lublina. – Staramy się to rozdać ludziom. Są: herbata, karty SIM, jakieś słowo wsparcia. Przyjechaliśmy kamperem. Wczoraj przenocowaliśmy rodziny, wpuszczamy matki z dziećmi, żeby sobie odpoczęły. Tu są krótko, szukają transportu dalej. W Hrubieszowie jest najbliższy ośrodek.
CZYTAJ: Zosin: odprawy uchodźców odbywają się sprawnie i na bieżąco
– Widok jest szokujący, bo cała hala sportowa, gdzie pewnie wcześniej dzieci grały w piłkę, jest zapełniona polowymi łóżkami, gdzie odpoczywają uchodźcy, którzy tutaj trafiają – mówi Marzena Pałka z Pucka. – Są komunikaty podawane przez mikrofon i ludzie są stąd zabierani do Warszawy, Gdańska czy do innych miast. Podjeżdżają samochody i zabierają tych ludzi dalej. Trwa cały czas sortowanie wszystkich rzeczy, które przywożą tutaj różni ludzie. Osobno kładziemy rzeczy, które są potrzebne dla wojska ukraińskiego: karimaty, ciepłe koce, skarpetki, latarki. Widok jest smutny dlatego, że ci ludzie są zdezorientowani, smutni, załamani.
– Przyjechałam z Żytomierza – mówi jedna z Ukrainek. – Strzelali tam, było strasznie. Wyjeżdżamy, ratujemy dzieci. Przyjechałam z córką i wnukiem.
– Sytuacja jest straszna. Strzelają, latają drony – opowiada pani Olga. – Wyłapujemy dywersantów, którzy stawiają oznaczenia na drogach i budynkach. Nie da się ich zamalować. Można to jedynie zasypać ziemią. Robimy koktajle Mołotowa. Jest problem z ukryciem się. Ludzie chowają się w piwnicach, nie w schronach. Wynoszą z piwnic różne niepotrzebne rzeczy. Wszyscy się zjednoczyli, pomagają sobie nawzajem. Ludzie ze złomu robią metalowe szyny na drogi, żeby wróg nie mógł przejechać. Docelowo jadę do Danii, mam tam męża. Przyjechałam tu z dzieckiem.
– Jedyną zasługą Putina jest, że zjednoczył Polskę i Europę. Myślę, że dostanie w kość – ma nadzieję jeden z kierowców.
Straż graniczna apeluje, aby spontanicznie nie podjeżdżać pod same przejścia graniczne. Pomoc w transporcie trzeba zgłosić w punkcie recepcyjnym.
TSpi / opr. PrzeG
Fot. TSpi