Setki uchodźców codziennie korzysta z pomocy wolontariuszy między innymi na dworcu PKS w Lublinie.
– Każdy pomaga jak może. Ja pełnię tu funkcję tłumacza – mówi Edward z Ukrainy, który od kilku lat mieszka w Polsce. – 7 lat mieszkam w Polsce. Jak nie stoję z bronią i nie bronię moje ojczystego kraju, to chcę chociaż pomóc ludziom, którzy tu przyjeżdżają. A pomagać trzeba. Ponieważ ludzie nie wiedzą nic. Większość nie mówi ani po polsku, a nie po angielsku, więc staram się pomóc jak mogę. 90% osób, które spotykam, to są kobiety z małymi dziećmi. Przyjeżdżają zestresowani, nic nie wiedzą, nie wiedzą dokąd iść, po prostu uciekają przed wojną. Jak przyjeżdżają, to mówią, że ich znajomi umierają całymi rodzinami. Chcieli wyjechać, ale niestety nie udało im się.
Uchodźcy na dworcu PKS mogą między innymi zjeść ciepły posiłek, czy skorzystać z punktu informacyjno – rejestracyjnego zorganizowanego przez Lubelski Urząd Wojewódzki w Lublinie.
MaTo / opr. AKos
Fot. archiwum