„Dom ocalenia – siostry służebniczki z Turkowic na ratunek dzieciom żydowskim” to tytuł konferencji popularnonaukowej, która zakończyła w Hrubieszowie obchody Narodowego Dnia Pamięci Polaków Ratujących Żydów.
– Gdy kilka tygodni temu wraz z lubelskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej planowaliśmy organizację tego spotkania, nikt wtedy nie pomyślał, że poruszymy kwestię ówczesnej solidarności międzyludzkiej w czasie wojny w Ukrainie – mówi burmistrz Hrubieszowa Marta Majewska. – Warto zwłaszcza dzisiaj pamiętać o ofiarności naszych rodaków podczas II wojny światowej; ofiarności, której tak liczne przykłady mamy w całym naszym kraju. Chcemy przypomnieć naszym mieszkańcom i ziemi hrubieszowskiej o zasługach sióstr służebniczek w pomocy dzieciom trojga narodowości w okresie okupacji niemieckiej. Chcemy podkreślić też wkład ratowania przede wszystkim dzieci narodowości żydowskiej.
CZYTAJ: Narażali siebie, żeby pomóc innym. W Dęblinie upamiętniono Polaków ratujących Żydów
– Temat Turkowic nie jest mi obcy, bo tam się wychowałem. Tam się uczyłem historii i miłości do mojej małej ojczyzny – mówi ks. Rafał Łukiewicz, pochodzący z parafii Turkowice, który obecnie pracuję w parafii na Podkarpaciu. – Był tam sierociniec. W okresie I wojny światowej siostry służebniczki przyjechały do Turkowic. Prowadziły sierociniec dla biednej, opuszczonej dzieci i młodzieży ocalonej z wojny. W okresie II wojny światowej siostry w Turkowicach ratowały żydowskie dzieci. W samym centrum zakładu były magazyny zbożowe, w samym środku sierocińca stacjonowali Niemcy. Przypuszczam, że siostry musiały żyć pod pełną presją, więc trzeba było używać konspiracji, kryć się z tym. Ale dzieci się wychowywały i zostały ocalone. 4 siostry zostały odznaczone medalem Sprawiedliwe wśród Narodów Świata.
– W 1992 roku siostry z Turkowic dostały medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Tutaj ten wkład sióstr służebniczek jest bezdyskusyjny – mówi dr Janusz Kłapeć z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Lublinie. – To ratowanie dzieci żydowskich m.in. z warszawskiego getta. Mówimy tutaj o postaciach ważnych dla historii i kultury polskiej jak chociażby profesor Michał Głowiński, który w Turkowicach, mówiąc kolokwialnie, się przechował czy Katarzyna Meloch. Wiemy, że tam były przechowywane nie tylko dzieci żydowskie, bo i dzieci polskie oraz ukraińskie. Pochodzenie i religia nie miały zupełnie żadnego znaczenia.
CZYTAJ: Ratowali Żydów w czasie II wojny światowej. Wystawa w Archiwum Państwowym
– Wiemy, że 43 dzieci ocalały w turkowickim zakładzie – mówi dr Alicja Gontarek z Oddziału IPN w Lublinie. – A w szczycie przebywało tam około 300 dzieci. I to, że znamy taką liczbę ocalałych, nie oznacza, że większa liczba tych dzieci nie ukrywała się na terenie zakładu. Nie mamy tutaj pogłębionych badań. Kluczową kwestią jest też to, że musimy zastanowić się, dlaczego akurat do zakładu turkowickiego te dzieci z getta warszawskiego trafiły. Ten transport zawdzięczamy przede wszystkim Janowi Dobraczyńskiemu. Był to powojenny pisarz i publicysta, który w czasie II wojny światowej pracował w Wydziale Opieki Społecznej Zarządu Miejskiego Miasta Stołecznego Warszawy. Jego rola była bardzo ważna, bo wszedł we współpracę ze słynną Ireną Sendlerową. Jan Dobraczyński dołożył jakby cegiełkę, bo jego kontakty umożliwiły rozszerzenie akcji pomocy na prowincje.
– Aby dzieci przemycić z Warszawy do Turkowic, siostry próbowały różnych sposobów: czy to opatrunki na głowach, czy uczenie modlitw. Myślę, że dzieci między sobą wiedziały, to było widać po zachowaniu, po wyglądzie. Czy wieś wiedziała? Trudno powiedzieć, bo to mógł być temat tabu. O tym się nie mówiło, nikt nie chciał narażać swojego życia. Ale wszyscy chcieli to życie ocalić. Kto ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował – dodaje ks. Rafał Łukiewicz.
Po konferencji odbyła się promocja bezpłatnej publikacji ks. Rafała Łukiewicza i Pawła Skroka „Dom ocalenia”. Publikację można otrzymać w lubelskim oddziale IPN przy ul. Wodopojnej 2 w Lublinie.
AP / opr. AKos
Fot. AP