Blisko 30 tysięcy osób przekroczyło granicę z Ukrainą przez przejścia graniczne w Lubelskiem. Na wszystkich punktach odprawy odbywają się na bieżąco.
– Co kilka minut przejście w Zosinie przekracza ukraińska rodzina odprowadzana przez wolontariusza – relacjonuje Polskiego Radia Lublin Tomasz Spicyn. – To matka z dzieckiem, matka z dwójką dzieci, albo kilkuosobowa rodzina. Niektórzy od razu mają transport. Rozmawiałem z obywatelem Ukrainy, który do Polski przyjechał z Anglii. Czeka na córkę i troje wnucząt. Jadą na kilka dni do Warszawy, a później do Anglii. Tuż obok jest także starszy mężczyzna z Ukrainy. Czeka na córkę i wnuczkę. „Jak tylko będą bezpieczni, wracam na Ukrainę. Jestem emerytowanym wojskowym i nie wyobrażam sobie nie walczyć za ojczyznę”. Tuż obok kilkanaście osób z dziećmi odpoczywa w namiotach. Wymieniają karty w telefonach i dzwonią do bliskich. Spokojnie czekają na transport.
CZYTAJ: Wolontariusze pomagają uchodźcom na przejściu w Zosinie
– Ludziom, którzy uciekają przed wojną, towarzyszą ogromne emocje. Mamy wiele trudnych rozmów – mówi posługujący na przejściu granicznym w Zosinie redemptorysta ojciec Maciej Ziębiec. – Historie osób, które przychodzą do nas, pokazują filmiki. Np. jest nagrane, jak odłamki bomby urwały tacie nogę. To jest horror, co tam się dzieje. To, w jaki sposób oni nam to opowiadają. Kiedy te osoby usiadły, zeszły z nich te emocje, był ten moment, kiedy podaliśmy im zupę. Jeszcze nie tknęli jedzenia, a przyszedł moment świadomości, że jestem bezpieczny, nic mnie nie goni. Ta strona granicy jest dla mnie dobra, bezpieczna. Jestem „zaopiekowany”. W tym momencie w ludziach łamie się wszystko. Oni zaczynają płakać, opowiadać historie, których my moglibyśmy nawet nie wymyślić – dodaje o. Maciej Ziębiec
Minionej doby przejście w Zosinie przekroczyło ponad 4000 osób z Ukrainy. Teraz jest tam spokojnie, polscy wolontariusze starają się sprawnie organizować transporty uchodźców w głąb kraju.
TSpi / opr. PrzeG
Fot. archiwum