– Ponad połowa mieszkańców Czernihowa na północy Ukrainy wyjechała w związku z rosyjskimi atakami. Ludzie, którzy zostali w mieście, gotują jedzenie na ulicy. Prądu nie ma od ponad tygodnia. Zwłoki godzinami leżą na chodnikach – alarmuje mer miasta Władysław Atroszenko.
Mer powiedział Ukraińskiej Prawdzie, że obecnie nie ma możliwości włączenia energii elektrycznej.
– To nie są pojedyncze przypadki, kiedy podczas bombardowania – jako że w mieście nie ma prądu, łączności – zabici po prostu godzinami leżą na chodniku. Bo nie można dodzwonić się i zabrać ciała do kostnicy – przekazał.
Bardzo dużo osób straciło pracę i nie ma możliwości kupienia jedzenia. Wybór artykułów w sklepach się pogorszył. Do miasta faktycznie nie docierają dostawy. Ludzie gotują jedzenie na ulicy, na ogniu.
Atroszenko ocenia, że z miasta wyjechała ponad połowa mieszkańców. Zostały przede wszystkim osoby wymagające opieki, które nie mają dokąd uciec.
Mer alarmuje, że w ostatnich dniach liczba ostrzałów znacznie wzrosła. – Rosyjska armia świadomie ostrzeliwuje osiedla mieszkaniowe. Ostrzały odbywają się całkowicie chaotycznie, a ich celem jest jeszcze większe nastraszenie ludności – mówi.
– Nie ma sensu liczyć, ile budynków zostało zniszczonych, bo bilans zmienia się co godzinę – dodaje. Szacuje, że takich budynków są setki.
Zaznacza, że Rosjanie wystrzelili na miasto kilkadziesiąt rakiet manewrujących.
Poinformował, że kilka razy otrzymywał od Rosjan propozycję poddania miasta. – Nikomu nie oddamy Czernihowa. Chcę, by usłyszała to cała Ukraina – zapewnia.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. Państwowa Służba Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych