Alarmy rakietowe, wojsko na ulicach i życie w ciągłym napięciu – to rzeczywistość wielu miast w ogarniętej wojną Ukrainie.
– Ludzie boją się wyjść na ulicę. Tam nie jest bezpiecznie – mówi mieszkanka Lwowa Ola Olijnyk. – Rozumiemy, że jeżeli jest alarm, to leci rakieta. Może uderzyć w ludzi, którzy gdzieś śpią tak jak my, w korytarzach albo w schronach. Jeżeli brzmi alarm to musimy iść do schronu, ale mamy dzieci. Kilka razy w nocy trzeba je budzić i wyjść na zewnątrz, gdzie jest bezpieczniej. Jest to problematyczne. W nocy czekamy w korytarzu – dodaje.
CZYTAJ: Trwają prace nad zabezpieczeniem zabytków kultury we Lwowie
Do Lwowa przybywa coraz więcej migrantów z różnych części Ukrainy. Ludzie z obawy o własne życie boją się wychodzić na ulice.
– Boimy się o własne życie, ale też o nasze dzieci – opowiada Ola Olijnyk. – Dzieciom trudno jest cały czas siedzieć w domu, a nie jest bezpiecznie wychodzić, spacerować. Jeżeli wychodzą to gdzieś bardzo niedaleko, żeby pospacerować. Kiedyś moje dziecko chciało iść do parku. Pytało, co ma zrobić jeśli po drodze będzie alarm. I ja nie mam na to odpowiedzi. Istnieje ryzyko ataków terrorystycznych. Boimy się dywersji. Nie czujemy się bezpiecznie.
Krypty pod katedrą w centrum Lwowa udostępniono jako schron. Mieszkańcy spoza centrum muszą korzystać ze specjalnych informacji wysyłanych przez komunikatory społeczne lub z ostrzeżeń podawanych w radio lub telewizji.
MaTo / opr. PrzeG
Fot. PAP/Andrzej Lange