33 dzieci z rodzinnych domów dziecka i innych placówek opiekuńczych ze Lwowa na Ukrainie, uciekających przed wojną znalazło zakwaterowanie w hotelu Zamek Biskupi w Janowie Podlaskim. Dzieci w wieku od 10 miesięcy do 18 lat przyjechały wraz z 6 opiekunami. Jeszcze dziś (02.03) trafi tutaj kolejnych 50 dzieci z domów dziecka z innych miast Ukrainy.
– Jesteśmy wdzięczni Polakom za okazaną pomoc. Bardzo to doceniamy – mówi Marianna Romaniak z ukraińskiej fundacji opiekującej się dziećmi. – Starsze dzieci nie chciały jechać. Mówiły, że w Ukrainie jest wojna i powinny zostać tam, pomagać armii i innym dzieciom. We Lwowie jest tak samo strasznie jak w całej Ukrainie. Brzmią syreny, cały dzień dzieci i my spędziliśmy w bunkrze, bo nie wiedzieliśmy co nas czeka. Zdecydowaliśmy się, że powinniśmy wyjechać ze Lwowa. Dzieci są tutaj ze swoimi opiekunami. Jesteśmy prawnie opiekunami dzieci, ponieważ przed naszym wyjazdem zrobiliśmy wszystkie dokumenty, dlatego możemy przewieźć dzieci do Polski. Po wojnie chcemy wrócić na Ukrainę, do domu.
– Hotel nam wszystko zagwarantował, bardzo mu za to dziękujemy. To jest dla nas bardzo ważne. Teraz potrzebujemy wolontariuszy i psychologów, którzy mogą pracować z dziećmi. To są trudne dzieci, które mają pewne traumy psychologiczne jeszcze z dzieciństwa. I bardzo potrzebujemy psychologów i wolontariuszy, którzy mogą z nimi pracować – mówi Marianna Romaniak.
Wraz z dziećmi ze Lwowa przyjechała niespełna 18-letnia Adrianna: – Czuję trwogę, zmęczenie. Jest strasznie. Mój przyjaciel z Ukrainy został ranny, martwię się o jego życie. Cały czas modlę się, sprawdzam wiadomości i dzwonie do swoich przyjaciół.
– Jeżeli będzie taka potrzeba, żeby po przebywały trochę dłużej u nas, to po prostu będą przebywały – mówi dyrektor hotelu Zamek Biskupi w Janowie Podlaskim, Grzegorz Orzełowski. – Jeżeli będzie potrzeba zorganizowania formy edukacji, ten dom dziecka jest profesjonalny i uważam, że powinniśmy sobie spokojnie z tym poradzić. Psychologowie są na telefon. Najbliższa okolica – Janów Podlaski, Biała Podlaska, Siedlce, Łosice – zasypała nas propozycjami. Mamy kilkudziesięciu tłumaczy języka ukraińskiego, mamy lekarzy, którzy na telefon przyjadą, sprawdzą stan zdrowia. Cała Polska wydzwania z pomocą, pytają: co kupić, jak pomóc? Dzisiaj wiedząc, że przyjadą młodsze dzieci zaproponowałem i poprosiłem o turystyczne łóżeczka dla dzieci. I proszę mi wierzyć, że gdyby tych młodych ludzi z Ukrainy przyjechało 400, to miałbym tych 400 łóżeczek.
– Warunki tutaj są fantastyczne. Dzieci są bardzo szczęśliwe, że są tu bezpieczne, że nie ma tu syren, strachu, ludzi, którzy boją się wojny. Ponieważ my z dziećmi zawsze czytamy wiadomości, wiemy, że teraz Putin zabija dzieci. Dzieci na Ukrainie giną od rakiet – dodaje Marianna Romaniak.
– Przybyłam tu z odruchu serca, bo inaczej sobie nie wyobrażam po prostu. Jak dowiedzieliśmy się, że w Janowie będzie akcja przyjmowania dzieci z sierocińca, to nie mogłam zostać w domu. Koleżanka oderwała mnie od telewizora i przyjechałyśmy od razu, żeby pomóc jak można. Nie chcemy zasypywać tych dzieci zabawkami czy cukierkami, tylko chcemy wiedzieć czego potrzebują – mówi jedna z wolontariuszek.
– Przyjechali z małymi plecakami, więc pewne rzeczy jak kurtki, buty czy kąpielówki na pewno będziemy musieli im zabezpieczyć. Ale jestem przekonany, że wystarczy wskazanie liczby poszczególnych asortymentów odzieży, książek – hojność Polaków jest niesamowita – dodaje Grzegorz Orzełowski.
Pomoc w opiece nad dziećmi zadeklarowali studenci Bialskiej Akademii Nauk Stosowanych.
MaT / opr. AKos