Piątek 4 marca to dziewiąty dzień wojny w Ukrainie. Na przejściach granicznych z Ukrainą nadal najwięcej kobiet z dziećmi. Jadą m.in. z Równego i Lwowa. Wszystkie uciekają przed wojną. Zostawiają po tamtej stronie cały swój świat i ukochanych mężczyzn, a dzieci ojców.
CZYTAJ: Andrzej Duda na granicy: Przyjęliśmy uchodźców z Ukrainy, którzy pochodzą ze 170 państw [WIDEO]
– Przyjechałam z Kijowa, a dokładnie z miasteczka Browary. Jechałam przez Równe i bardzo szybko przekroczyłam granicę. Bardzo dziękujemy za pomoc i wsparcie. W Kijowie jest wojna. Uciekaliśmy przed nią. Rosjanie zrzucają bomby przez cały czas, w dzień i w nocy. Nasi mężczyźni tam zostali. Dziecko krzyczy „mamo ukrywajmy się, syrena”. W taki sposób dzieci przeżywają wojnę – mówi Liuda, uchodźczyni.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Uchodźcy na przejściu granicznym w Hrebennem
– Pani przyjechała z Kijowa, gdzie naprawdę jest strasznie. Ja mieszkam w Równem. Tam nie jest tak strasznie, ale mamy niedaleko elektrownię atomową, dlatego nie wiedząc, co będzie dalej, musieliśmy jechać do Polski – tłumaczy Anastazja.
– Przyjechaliśmy tu wspomóc ludzi uciekających z Ukrainy – tlumaczy wolontariusze z Krakowa.
– Przyjechałam z siostrą. Tu gotują koledzy z Lublina. Jesteśmy przygotowani i zorganizowani. Mamy pomysł, żeby przeciągnąć przyczepę campingową na stronę ukraińską i stanąć przy tej kolejce. W nocy, kiedy dzieci marzną, albo w ciągu dnia, zabierać je do przyczepy, którą mam podgrzewaną. Karmić je tam, przebierać, jeśli będzie trzeba. Zjemy i idziemy się organizować. Mamy kaszki, pampersy, trochę rzeczy dla dzieci. Dużo śpiworów i koców, choć widzimy, że jest tu dużo tego wszystkiego. Jednak to się bardzo dynamicznie zmienia – mówi Marzanna Leszczyńska z Ząbkowic Śląskich.
– Sytuacja na Ukrainie nie jest dobra i wszystko idzie w złą stronę. Cały czas byłam we Lwowie, ale tam też sytuacja nie jest superbezpieczna. Musiałam wyjechać do Polski. To też niedobrze, że wyjechałam, czuję się winna. Teraz jest wojna informacyjna. Jedni mówią jedno, drudzy drugie. Niezrozumiałe jest, co się dzieje. Mama i dzieci wszystkie wyjechały, a mój tata walczy na froncie. Mężczyźni chcą iść na wojnę, by to wszystko się skończyło – stwierdza Anna.
– Jesteśmy już tutaj 5 dzień. Otrzymujemy ogromne wsparcie od lokalnych osób. Na przejściu granicznym w Zosinie jest wciąż potrzeba ogromnej pomocy – tłumaczy Joanna Papis z Polskiej Akcji Humanitarnej.
– Dojechaliśmy bez problemów i bardzo dobrze nas tutaj przyjęli – mówi Marija Bricka z Równego. – Wojna to koszmar. Nie chcę wojny. Ludzie umierają, dzieci umierają. W telewizji pokazują, że strzelają do ludzi, zabijają kobiety i bardzo dużo mężczyzn. W Ukrainie został mój ojciec z dziadkiem – dodaje Artem Bricki.
– Mamy wolontariuszy, osoby, które tutaj pracują. Ludzie, ktorzy przyjechali są z nami tutaj od początku i zostają, bo widzą, jakie tu jest zapotrzebowanie. Uchodźcy przyjeżdżają do nas z Ukrainy w różnym stanie. Są w trasie czasem kilka dni. Chcą wytchnąć, uspokoić się i jechać dalej. Potrzeba kosmetyków, jedzenia i osób o dobrym sercu, które mogą pomóc. Wsparcie będzie bardzo długotrwałe, dlatego ważne, by ten pierwszy zryw nie był krótkoterminowy – dodaje Joanna Papis.
W Zosinie działa m.in. Polska Akcja Humanitarna, Caritas Polska i wielu wolontariuszy z całej Polski.
Do Polski od początku rosyjskiej inwazji przybyło ponad 700 tys. uchodźców z Ukrainy.
AP / opr. LysA
Fot. Krzysztof Radzki