Oprócz matek z dziećmi do Polski, z Ukrainy przyjeżdża coraz więcej osób starszych, które na początku wojny nie chciały opuszczać ojczyzny. Teraz widzą, że nie ma już na co czekać – mówi kierownik zmiany w punkcie recepcyjnym w Tomaszowie Lubelskim Andrzej Dziuba.
W hali sportowej Ośrodka Sportu i Rekreacji w Tomaszowie Lubelskim działa jeden z punktów recepcyjnych przy granicy z Ukrainą w woj. lubelskim. Do przejścia granicznego w Hrebennem jest stąd ponad 20 km.
CZYTAJ: Hrebenne: do Polski dociera coraz więcej Ukraińców z Sum i Charkowa
Kierownik zmiany w tym punkcie w ostatnich dniach zaobserwował spadek liczby uchodźców przybywających z Ukrainy. – W poniedziałek (14.-03) do godz. 17.0 mieliśmy tylko 200 osób, a zdarzało się, że w ciągu zmiany przewijało się 700-800 osób. Nie ma reguły, jeśli chodzi o porę dnia. To wszystko dzieje się falami; zależy jak ukraińska straż graniczna przepuszcza – precyzuje Dziuba.
Dodaje, że jedna czwarta osób, która trafia do punktu recepcyjnego, chce dalej jechać za granicę do rodzin i bliskich, a reszta chce zostać w Polsce. – Bardzo dużo ludzi nie chce jechać w głąb naszego kraju. Wolą zostać jak najbliżej granicy – zwraca uwagę kierownik zmiany.
Podkreśla, że oprócz matek z dziećmi do Polski przyjeżdża coraz więcej osób starszych z Ukrainy, które na początku wojny nie chciały opuszczać ojczyzny. – Teraz widzą, że nie ma już na co czekać. W takich chwilach i mnie też do oczu płyną łzy. Jestem tu od dwóch tygodni, ale człowiek nie potrafi się przyzwyczaić do takich widoków – zaznacza kierownik.
82-letnia Antonina pochodząca z Zaporoża pokazuje, że z odzieży wzięła tylko to, co ma na sobie, czyli bluzkę, spodnie, podkoszulek. – I kurteczkę, żeby nie było chłodno – dodaje. Do Polski przyjechała z córką, wnuczką i prawnuczką. – Przez 34 lata byłam księgową. Moja córka jest artystką malarką, a wnuczka sekretarką w szkole – wylicza z dumą.
CZYTAJ: „Widzimy osoby, które nie wiedzą, co dalej zrobić”.Do Dorohuska wciąż napływają nowi uchodźcy
Zmartwiona mówi, że całe życie spędziła na Ukrainie, a na starość musiała wyjechać. – Myślałam, że tam umrę. Nie chciałam wyjeżdżać, ale zabrali mnie ze sobą do Polski. Nie mamy tutaj nikogo. Czekamy na wyznaczenie ośrodka pobytu. Nie chcemy jechać nigdzie indziej za granicę. Nasze języki są podobne i jakoś się dogadamy -podkreśla starsza pani.
PAP / RL / opr. AKos
Fot. archiwum