Dworzec PKS w Lublinie to od tygodnia jedno z centrów pomocy dla uchodźców z Ukrainy. Codziennie przyjeżdżają tu matki z dziećmi oraz osoby starsze. Wszyscy uciekają przed wojną.
– Dla jednych Lublin jest głównym celem podróży, dla innych przystankiem – mówi pracująca na dworcu PKS od trzech dni wolontariuszka Teresa. – Zaczęła się spontaniczna akcja pomocowa, od takiego sporego chaosu. Z każdym dniem wydaje mi się, że jest coraz lepiej. Aktualnie sytuacja jest już koordynowana i włączana w szersze działanie miejskie. Pomoc jest różnoraka. Tu są pełne ręce roboty – dodaje.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Uchodźcy na dworcu głównym PKS w Lublinie
– My tłumaczymy z ukraińskiego na polski lub na odwrót – informuje wolontariuszka Anastazja. – Pomagamy ludziom znaleźć mieszkanie na noc, czy też dostać się do innych miast w Polsce. Jak ktoś chce, to też do Niemiec, Włoch. Pomagamy tu. Dziś jest troszeczkę mniej ludzi niż na początku, ale jest zawsze dużo – dopowiada.
– Można się wykazać różnymi kompetencjami, od komunikatywności „bezjęzykowej”, po przyjmowanie darów, pakowanie paczek żywnościowych, pomoc w dojściu do łazienki, transport, znalezienie sposobu przerzutu na PKP. Ludzie jeżdżą na dalsze kierunki Polski, ale też świata. Dzisiaj pomagałam pani zakupić bilet do Barcelony – opowiada Teresa.
– Mam koleżankę, która zabierze mnie na jakiś czas do siebie, do Włoch. Bardzo szybko się pakowaliśmy i nie zdążyliśmy prawie nic zaplanować. Mąż i rodzina nalegali, żebym wyjechała, bo bardzo się martwili. Dla nich najważniejsze jest bezpieczeństwo dziecka. W naszym mieście na razie jest spokojnie, jednak każdego dnia jest po 5-10 alarmów powietrznych. Ludzie są przerażeni wiadomościami. Stawiają dookoła miasta barykady i punkty kontrolne. Wszyscy są już wyczerpani, ale nadal wierzą i trzymają się – mówi uchodźczyni z Ukrainy.
– Wszyscy są zestresowani, to nie ulega wątpliwości. Są bardzo zmęczeni. Ludzie podróżujący ze wschodniej Ukrainy, by dotrzeć do granicy, mieli kilka dni podróży, plus kilka dni stali na granicy. Dotarli w końcu tutaj, na PKS. Chcą podróżować dalej. Niektórzy szukają sposobu, żeby odpocząć dwa dni, gdzieś się umyć i dopiero ruszyć w dalszą podróż. Niekoniecznie planują pobyt w Polsce, ale mimo to szukają schronienia, żeby po prostu gdzieś odsapnąć od przemieszczania się. – dodaje Teresa.
CZYTAJ: Andrzej Duda na granicy: Przyjęliśmy uchodźców z Ukrainy, którzy pochodzą ze 170 państw [WIDEO]
– Było ciężko. Najpierw do Kowla jechaliśmy pociągiem, a potem przekroczyliśmy granicę autobusem. Teraz jest spokojnie. Syn się przyzwyczaił, ale było strasznie. W Polsce mam rodzinę i siostrę. Zabiorą nas – tłumaczy uchodźczyni. – Wszyscy jesteśmy w napięciu, bo jest stan wojny. Boimy się i dlatego przyjechałam tutaj z dziećmi. Chcemy jutro pojechać do rodziny we Włoszech. Już od 3 dni jesteśmy w drodze. Na granicy bardzo nam pomogli. Przywieźli nas do punktu recepcyjnego. Tam byliśmy dobę. Mąż i inni bliscy pozostali w Ukrainie. Mężczyźni teraz nie mogą wyjeżdżać, bo jest wojna. Ale mąż powiedział, że jest łatwiej, gdy my jesteśmy tutaj. Bronią naszej ojczyzny – dodaje inna.
Na dworcu PKS w Lublinie pracuje wielu wolontariuszy. Jest też punkt medyczny, za którego organizacje odpowiada szpital wojewódzki przy alei Kraśnickiej w Lublinie. Każdy może liczyć na pomoc.
Rozmówczynie naszych reporterek przyjechały z Łucka i Równego z zachodniej Ukrainy oraz Perwomajska, z południowej części kraju.
MaK / MB / opr. LysA
Fot. archiwum