Załadowane żywnością, medykamentami, a także nagrzewnicami i agregatami prądotwórczymi TIR-y codziennie wyjeżdżają z lubelskiego oddziału PCK do Ukrainy. Pomoc kierowana jest do konkretnych miast, w których znajdują się odpowiednie magazyny. Jednak te lokalizacje dynamicznie się zmieniają.
– Tak jak w przypadku zaatakowanego tej nocy Łucka, gdzie jeszcze wczoraj (11.03) było bezpiecznie – mówi Beata Lachowicz z lubelskiego oddziału okręgowego Polskiego Czerwonego Krzyża. – To nie jest tak, że my mamy jeden punkt, do którego zwozimy, bo też musimy reagować. Dzisiaj w nocy został ostrzelany Łuck, do którego wczoraj jeszcze wyjechały dwa tiry. Dla nas to też jest sygnał. Musimy zastanowić się, czy wysyłać tam transporty, czy osoby, które je dowożą, są bezpieczne. My nie dowozimy transportów na granicę. My przekraczamy granicę i wjeżdżamy na teren, gdzie jest konflikt zbrojny. Działania zbrojne też weryfikują nasze plany. To, że my sobie wymyślimy, że jeździmy do Łucka, do Lwowa czy pod Kijów musimy weryfikować, bo stawiamy głównie na bezpieczeństwo – dodaje Beata Lachowicz.
CZYTAJ: Wizyta sekretarza generalnego Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w lubelskim PCK
Łuck leży na zachodzie Ukrainy, około 90 kilometrów od granicy Polski. Władze Łucka poinformowały o dwóch ofiarach śmiertelnych i sześciu rannych. Rosjanie zaatakowali lotnisko pod miastem.
CZYTAJ: Łuck: dwie ofiary śmiertelne ataku na lotnisko. Walki pod Kijowem, ataki na Czernihów
MaK / opr. PrzeG
Fot. archiwum