Szpital w Tomaszowie Lubelskim obsługuje dwa punkty medyczne dla uchodźców z Ukrainy: w Lubyczy Królewskiej i Hrubieszowie. Oba zlokalizowane na terenie punktów recepcyjnych.
Na miejscu pierwszej pomocy udziela personel szpitala. Są również przypadki hospitalizacji.
– Jak na razie hospitalizujemy dwie osoby dorosłe i pięcioro dzieci, w tym 9-miesięczne z covidem, ale punkty recepcyjne są tak przepełnione, że spodziewamy się znacznie większej liczby pacjentów – mówi zastępca dyrektora ds. medycznych doktor Piotr Gozdek. – Ostatniej doby to było ok. 80 porad, w tym co najmniej 1/3 to są dzieci, które są zmarznięte, przeziębione i wymagają pomocy pielęgniarskiej. W punktach medycznych są albo dwie pielęgniarki, albo dwóch ratowników. W punkcie medycznym w Lubyczy Królewskiej dodatkowo jest na stałe karetka transportowa z dwoma ratownikami. Pacjenci, którzy wymagają hospitalizacji, są przyjmowani do naszego szpitala. Te świadczenia są dla nich bezpłatne. Fundusz zapewnia pokrycie tych kosztów, natomiast recepty, które wypisujemy, wypisujemy na sto procent.
– W tej chwili, w związku z zaistniała sytuacją, hospitalizujemy dzieci, które wymagają pomocy w naszym oddziale – mówi Ewa Kaptur, lekarz oddziału dziecięcego w Tomaszowie Lubelskim. – Są to różne grupy wiekowe, od okresu niemowlęcego do wieku mniej więcej przedszkolnego. Dzieci są z problemami wynikającymi z trudów przebytej podróży, z objawami ze strony przewodu pokarmowego, układu oddechowego, jak również przypadkowe zdarzenia, typu zatrucia.
– Przyjechałam z dwójką dzieci – Sawa, jeden miesiąc, i Ewa, trzy lata – w sobotę wieczorem – mówi pochodząca z Ukrainy Maria. – W piątek o 16.00 miałyśmy zamiar wyjechać, ale moja mała piękna córeczka zjadła końcówkę termometru rtęciowego. Pojechaliśmy do szpitala – tam zrobili jej prześwietlenie i okazało się, że nie ma tragedii, można jechać. O 20.00 wyjechaliśmy z Równego, o 23.00 dojechaliśmy do granicy i do 7.00 staliśmy w kolejce. W piątek wszystko było w nerwach, teraz dziecko lepiej się czuje. Przez dobę nie ma żadnych wymiotów.
– Jeżeli robimy jakąś analizę przypadków, to aktualnie numerem jeden wśród zachorowań u dzieci jest biegunka rotawirusowa – mówi Ewa Kaptur. – Prawdopodobnie nie bez znaczenia była sama podróż. Ale wszystko idzie w dobrym kierunku i dzieci będą wypisane do ośrodka, w którym przebywają.
– W punktach recepcyjnych jest mnóstwo ludzi, każdy o każdego się ociera – zaznacza dr Piotr Gozdek. – Obawiamy się, żeby nie było jakichś problemów epidemiologicznych, bo jak wiemy w Ukrainie ta wyszczepielaność w chorobach zakaźnych jest dużo gorsza niż u nas. Nie mówię tylko o covidzie, ale też o polio, odrze. Tu musimy być bardzo czujni. Matki same zgłaszają się do punktów medycznych z tymi dziećmi. Oprócz tego osoby starsze.
– Wydarzyło się tak, że kiedy pierwszy raz poszliśmy do toalety, było okej. Już na przejściu granicznym, kiedy byłyśmy w Polsce, w drodze do toalety mama się zachwiała – mówi Oksana. – Złapałam ją pod rękę, a ona zaczęła mi się zsuwać na ziemię. Straż graniczna była na tyle pomocna. Dziękuję im serdecznie za uratowanie życia mojej mamy. To zatorowość płucna – od tego stresu, siedzenia, od tego, że czas oczekiwania na granicy był tak długi. Mama ma teraz intensywną opiekę, na kardiologii. Całe szczęście, że jej stan się poprawił, bo nie wiem czy mogłabym to przeżyć.
– Mamy w tej chwili wolne miejsca w szpitalu. Jesteśmy przygotowani na przyjęcie tych pacjentów – podkreśla Piotr Gozdek. – Wczoraj mieliśmy wideokonferencję z panią dyrektor wydziału zdrowia i z przedstawicielami PZU Życie. Zaoferowano nam pomoc ratowników i lekarzy, zwłaszcza pediatrów. Czekamy na sfinalizowanie tego pomysłu.
Ze szpitali napływają radosne wieści – przybywa dzieci. W szpitalu papieskim w Zamościu w piątek urodził się zdrowy chłopczyk. Jego mama uciekała przed wojną na Ukrainie. Oboje czują się dobrze.
AP/ opr. DySzcz
Fot. archiwum