Leśnicy z Nadleśnictwa Tomaszów, Józefów i Zwierzyniec pomagają uchodźcom z Ukrainy, przekraczającym granicę w Hrebennem. Wydają im ciepłe napoje i żywność. Do pomocy dołączyli leśnicy z Nadleśnictwa Krotoszyn z Wielkopolski.
– Włączyliśmy się w pomoc, gdy tylko wybuchła wojna, zaraz po mieszkańcach, strażakach z Siedlisk i okolicznych Kołach Gospodyń Wiejskich. Dla 200 osób codziennie gotuje ponad 70-letni strażak z Siedlisk. Wszyscy pomagamy – mówi starszy specjalista Służby Leśnej Karol Jańczuk z Nadleśnictwa Tomaszów. – Jesteśmy związani z lokalnym społeczeństwem, więc nie mogliśmy stać obojętnie. Zaraz zareagowaliśmy. Postawiliśmy przy przejściu granicznym namiot. Stoisko to funkcjonuje przez 24 godziny przez 7 dni w tygodniu, więc ustaliliśmy zmiany.
CZYTAJ: Granica: najwięcej uchodźców na przejściu w Hrebennem
– Jestem tutaj prywatnie, znajduję się na urlopie – mówi Andrzej Piesyk z Nadleśnictwa Krotoszyn. – Historia naszego wyjazdu na granice była bardzo „od serca”. Koleżanka zauważyła w Internecie napis „Nadleśnictwo Tomaszów”. Dzwoni do mnie i mówi: „Andrzej, wiesz co? Na pewno znajdzie się grono emerytów i wyjedziemy pomóc leśnikom”. Zadzwoniła za 2 godziny i mówi: „Nikt nie chce jechać. Jestem zdumiona, że nikt nie wykazuje żadnego porywu serca”. Odpowiedziałem: „Jak nikt nie chce z tobą jechać, to ja to zrobię”. Zadzwoniłem jeszcze do dwóch kolegów i dogadałem się, że weźmiemy urlopy i coś zorganizujemy.
– Ruch na przejściu jest już dzisiaj spokojny. Jeszcze 2-3 tygodni temu płynęła tędy cała rzesza zagubionych ludzi, potrzebujących pomocy; ludzi, dla których ciepła herbata, gorąca grochówka, uśmiech to było naprawdę dużo – stwierdza Karol Jańczuk.
– Pierwszego dnia przyjechaliśmy tutaj z kolegami z OSP Siedliska. Mieliśmy kuchnię polową z pojemnikami „zatankowanymi do pełna” i wydawaliśmy grochówkę wojskowa – ponad 500 porcji – opowiada Bogusław Łyszczarz, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Siedliskach i leśniczy Leśnictwa Siedliska. – Mamy wspaniałego kucharza, który kiedyś służył w wojsku. I tak to już od tamtej chwili trwa. Tylko liczba wydawanej grochówki się zmniejszyła. W tej chwili to jeden kocioł, który może starczyć dla 200 osób.
– Serce rośnie, kiedy widać tę pomoc. Na stoisko przychodzą ludzie, biorą w kieszeń batonik, napiją się czego ciepłego, coś zjedzą. To niby nie jest wielkie wsparcie, ale tym ludziom jest potrzebne – mówi Iwona Szczotka z Krotoszyna.
– Jesteśmy, pomagamy, bo wydaje nam się to oczywiste. Czuliśmy, że przyjdzie taki moment, iż ludziom zabraknie siły. My dojechaliśmy właściwie na „końcówkę”, bo tu już tyle pracy nie ma. Ale jesteśmy po to, aby ci, którzy są wykończeni, mogli chodź drewna narąbać, węgla do domu przynieść, bo dotąd na to czasu nie mieli. Nasz przyjazd okazał się więc bardzo pomocny – tłumaczy Andrzej Piesyk.
Leśnicy z Krotoszyna przywieźli także dary od parafian z wielkopolskiej miejscowości Chwaliszew. To między innymi koce i żywność.
AP / opr. ToMa
Fot. AP