Lubelskie kliniki weterynaryjne oferują darmową pomoc psom i kotom z Ukrainy. Zwierzęta są wycieńczone wielogodzinną podróżą.
Ukraińcy coraz częściej zabierają swoich z objętego wojną kraju ze względu na łagodniejsze przepisy sanitarne, dzięki którym niemal każdy kot czy pies może być przewieziony przez granicę.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Dołhobyczów: uchodźcy uciekają przed wojną ze swoimi zwierzętami
W transporterach i kagańcach spędziły ostatnie kilkadziesiąt godzin. Psy i koty, które Ukraińcy zabrali, uciekając przed wojną, mogą liczyć na pomoc polskich weterynarzy. W Lublinie przynajmniej 5 klinik oferuje ukraińskim czworonogom darmową opiekę. – To ludzki odruch, bo zwierzę trzeba traktować tak jak człowieka – mówi właściciel jednej z klinik, weterynarz Andrzej Wysokiński. – Jako właściciel przychodni biorę to na własne barki. Nie uważam, aby pobieranie opłat było w tej chwili potrzebne. Dysponujemy zapleczem diagnostycznym: rentgenem, USG, badaniami krwi. Jeżeli zwierzę będzie w potrzebie, w kiepskim stanie, to całe nasze działanie diagnostyczne, łącznie z leczeniem, jest dla zwierząt ukraińskich bezpłatne.
Psy i koty przywożone z Ukrainy są w większości przypadków zadbane, ale odwodnione i zmęczone. – Nie było u nas jeszcze żadnych sytuacji zagrożenia życia u tych zwierząt – informuje Andrzej Wysokiński.
Duży wpływ na stan zdrowia zwierząt ma stres wynikający z wielogodzinnych podróży. Przez przejście graniczne w Dołhobyczowie przeszła dzisiaj rodzina z kotem Tomasem, który ostatnie kilka godzin spędził w specjalnej torbie. – Tak go trzymamy w tej torbie. Głaszczmy go. Nie chce jeść, jest zestresowany, tak samo jak my wszyscy. Powoli się uspokaja, tak Tomas? Jak biorę go na ręce, to jest spokojniejszy, nawet mruczy i zasypia – opowiadają właściciele kota Tomasa.
CZYTAJ: Lubelskie kliniki weterynaryjne gotowe pomóc zwierzętom z Ukrainy
Jana, która przyjechała do Lublina z Łucka z 2-letnim yorkiem, przyznaje, że kilkanaście godzin w autokarze jest dla psów męczące. Ale o zdrowie czworonogów dbają strażnicy graniczni i wolontariusze po polskiej stronie. – Pomagają na granicy. Jest woda i jedzenie.
– Sam transport zwierząt domowych z Ukrainy do Polski jest teraz dużo łatwiejszy dzięki odformalizowaniu całego procesu – mówi lubelski wojewódzki lekarz weterynarii Paweł Piotrowski. – To głównie psy i koty. Fretek raczej nie ma, nie obserwujemy też innych zwierząt. Nie ma w tej chwili wymogu posiadania miareczkowania, a psy, które nie spełniają wymagań, są kierowane do punktów recepcyjnych, gdzie lekarze dyżurują i uzupełniają braki, czyli ewentualnie szczepią, czipują, wydają zezwolenie na wjazd.
Ułatwione procedury nie obejmują psów bezpańskich i adoptowanych ze schronisk. Zwierzętom domowym, które znajdą się na terytorium Polski, pomagają nie tylko weterynarze. Czasową pomoc zapewniają też schroniska. – Telefony w tej sprawie dzwonią czasami w środku nocy – mówi Dorota Okrasa ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Lublinie. – Trafiło do nas kilka zwierząt od osób, które niestety musiały uciekać ze swojego kraju. Te zwierzaki znalazły u nas schronienie i opiekę do momentu dalszej podróży swoich właścicieli, którzy niestety nie mogli mieć przy sobie tych zwierząt na czas oczekiwania. Z własnych zasobów przygotowaliśmy również skromne wyprawki dla tych zwierzaków w postaci żwirku czy karmy. Ci ludzie często nie mieli ze sobą nawet transportera. To udało nam się zorganizować, również dzięki darczyńcom.
CZYTAJ: Potrzebna jest karma i akcesoria. Ruszyła zbiórka darów dla zwierząt z Ukrainy
Polskie służby nie są w stanie oszacować, ile zwierząt domowych zostało wwiezionych do Polski od ubiegłego czwartku, czyli dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Problemy z transportem zwierząt przez polsko-ukraińską granicę dotyczą m.in. koni, które mogą być przewożone wyłącznie przez przejście graniczne w Korczowej.
FiKar / opr. WM
Fot. Iwona Burdzanowska