Od 8 dni trwa rosyjska agresja na Ukrainę. Ukraińcy – przede wszystkim kobiety z dziećmi – uciekający przed wojną, wciąż napływają do Polski. Jednak ruch na przejściach granicznych nie jest już tak duży, jak w pierwszych dniach po wybuchu wojny.
Na przejściu granicznym i w punkcie recepcyjnym w Dołhobyczowie była dziś nasza reporterka, która rozmawiała między innymi z uchodźcami z Kijowa.
– Wyjechaliśmy z Kijowa pierwszego dnia, dlatego, że w nocy obudził nas dźwięk bomb, które ucichły dopiero po 7.00 rano. Jeszcze wtedy nie byliśmy zdecydowani, najpierw chcieliśmy wyjechać za miasto, a potem znów zaczęły latać samoloty szturmowe. Było bardzo głośno. Wystraszyliśmy się i wyjechaliśmy z Kijowa. Z wiadomości dowiedzieliśmy się, że w naszym kierunku zmierzają rosyjskie wojska. Wzięliśmy dzieci i wyjechaliśmy na zachód Ukrainy, a potem tutaj – wspominają.
– W niedzielę byłem w Zosinie, a przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj jesteśmy tutaj – mówi wolontariusz Jakub Leciej. – Dzisiaj zdecydowanie mniej ludzi przyjeżdża do ośrodka w Dołhobyczowie. Wczoraj natomiast było tu oblężenie i z tego co słyszałem od kolegów z nocnej zmiany, też mieli poważne oblężenie. Na ten moment są oczywiście zabezpieczani medycznie. Jest wolontariat medyczny. Policja tutaj czeka, pomaga, wszyscy pomagają jak mogą.
– Rozstawiliśmy się tu prywatnie z rzeczami. Mamy grilla, robimy kiełbaski – opowiada wolontariuszka. – Mamy też kuchenkę, ciepłą herbatę, kawę, bigos. Woda, ubrania są też. Ludzie przychodzą, wybierają. Pomagamy również pakować. Także autokarom prowiant pakujemy. Stoimy tak cały dzień. W nocy też mamy zmiany. Spotyka się też ludzi ze zwierzętami. Mamy karmę dla psów i kotów.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Noc na przejściu granicznym w Dorohusku
– Bardzo dużo ludzi dowozi nam to wszystko, a my stoimy i to wszystko rozdajemy. Mamy Gerbery dla dzieci, na gorąco możemy robić zupki – chwali się jeden z mężczyzn.
– Wszyscy jesteśmy już zmęczeni tymi alarmami bombowymi każdej nocy – żali się chłopiec. – dlatego zdecydowaliśmy się tutaj przeprowadzić, dopóki nie zakończy się ta wojna. Moją mamę i brata obudziły głośne i straszne wybuchy. Potem ja się też obudziłem. Wtedy natychmiast zaczęliśmy się pakować i przyjechaliśmy tutaj.
– Za domem oczywiście tęsknię – mówi kobieta. – Mieszkam w domku pod Kijowem. Zaczyna się wiosna, to czas pracy w ogrodzie, a my musimy uciekać przed wojną. Bardzo nam smutno. Jesteśmy też bardzo wdzięczni za waszą pomoc.
CZYTAJ: Ruszyła całodobowa infolinia dla uchodźców z Ukrainy
– W Kijowie żyło nam się cudownie – przekonuje Ukrainka. – Dzieci chodziły do przedszkola, a ja miałam wrócić do przedszkola po urlopie macierzyńskim. Mąż miał firmę. Jednego dnia wszystko zostało zniszczone. Teraz mąż tam, ja tutaj i nie wiem, gdzie będę jutro. Wierzę, że wszystko będzie dobrze i wszyscy mężczyźni wrócą do żon i dzieci.
Do Polski uciekło już ponad pół miliona uchodźców z Ukrainy.
MaK / opr. PrzeG
Fot. Piotr Michalski