Najtańsze kosztują poniżej 100 tysięcy złotych, najdroższe dziesięć razy więcej, ale zasięg każdego z nich nie przekracza 600 kilometrów. Mimo wszystko mieszkańcy Lublina rzucili się na zakup aut elektrycznych, których liczba w ciągu roku zwiększyła się dwukrotnie.
– Auto jest super, bo żadna „turbobenzyna” nie ma takiego przyśpieszenia. Do euforii jednak daleko, bo, mimo że auto kosztowało kilkaset tysięcy, to nadaje się wyłącznie do miasta – mówi Pan Michał, właściciel auta elektrycznego niemieckiego koncernu. – Są pewne organiczenie z tytułu, że to auto na prąd. Jest to duży, bardzo pojemny samochód, który prosiłby się, żeby je zapakować na wakacje, ale to nie jest auto, które pokona tysiące kilometrów bez poważnego planowania podróży. Trzeba zaplanować, wiedzieć gdzie będą ładowarki, czy są one szybkie i czy na pewno będą dostępne, więc zawsze w tyle głowy ma się coś, o czym się zapomniało lata temu.
– Obserwujemy coroczny wzrost liczby zarejestrowanych pojazdów elektrycznych – mówi Andrzej Borowski, zastępca dyrektora Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta Lublin. – O ile w 2020 roku było to 122 pojazdy osobowe, o tyle w roku ubiegłym było tych pojazdów już 270. Obserwujemy więc dwukrotny wzrost liczby zarejestrowanych pojazdów tego typu.
– Lublin lekko wyprzedza średnią krajową – mówi Dariusz Balcerzyk z Instytutu Samar. – Skąd się bierze ten wzrost? Jest kilka przyczyn. Oferta producentów jest coraz większa, mamy w sumie już około kilkunastu lub kilkudziesięciu różnych modeli w różnych wersjach. One nadal są dosyć drogie, ale ceny zeszły jednak do poziomu bardziej akceptowalnego. Z drugiej strony zadziałało wsparcie ze strony rządu pod postacią programu „Mój Elektryk”, który umożliwia kupowanie samochodów elektrycznych z pewnymi zniżkami zarówno osobom prywatnym, jak i firmom.
– Obecnie sprzedaż pojazdów elektrycznych kształtuje się na poziomie 3% ogólnej sprzedaży marki w województwie – mówi Mariusz Ciechomski, dyrektor salonu KIA w Kalinówce. – Jest to w granicach 28-30 samochodów, jeżeli mielibyśmy przeliczyć na sztuki rocznie. Naszym klientem jest głównie klient świadomy, który posiada panele fotowoltaiczne na prywatnym domu. Ma możliwość wykorzystania nadwyżki energii z wytworzonych paneli, to umożliwia mu po prostu tanią eksploatacje pojazdu i tanie jeżdżenie.
– Jeżeli płaciłoby się swoim własnym domowym prądem, jeżeli ma się siłę w domu, 400 V, to wtedy 1 kW kosztuje z 80 gr. A cała bateria, której zasięg to 400 km, kosztuje z 70 zł – wyjaśnia Michał, właściciel auta elektrycznego.
– Na etapie wytworzenia „elektryki” niestety wypadają gorzej od typowych samochodów spalinowych – mówi dr inż. Amelia Staszowska, adiunkt w Katedrze Powietrza Zewnętrznego i Wewnętrznego Politechniki Lubelskiej. – Koszt wytworzenia „elektryka” jest wyższy i to jest większy nakład energii i emisji gazów cieplarnianych. Na etapie użytkowania elektryk będzie bardziej proekologiczny jeśli energia elektryczna, którą jest on zasilany pochodzi tylko z odnawialnych źródeł energii. W Polsce raczej tak nie ma. Mamy miks energetyczny albo energię pochodzącą ze źródeł konwencjonalnych. A spalanie paliw konwencjonalnych wiąże się z emisją zanieczyszczeń do powietrza. Ważny jest też ostatni etap, czyli wtedy kiedy stają się odpadem. Pojawia się wówczas westia zużytych baterii: co z nimi zrobić? Koło 5% jest poddane recyklingowi, reszta jest składowana. Jest to najgorszy rodzaj utylizacji, jaki może być dla środowiska.
– Wierzę, że jeżeli profesjonalne firmy się za to wezmą, znajdą sposób, aby to opłacalnie i właściwie utylizować. Na pewno niezaprzeczalną zaletą jest, że w miastach ten samochód nie emituje spalin. A to w miastach jest największe zanieczyszczenie. Auta te uczą ekologicznej jazdy, bo nawet jak się przesiadam do samochodu spalinowego, to na to zwracam uwagę. Okazuje się, że 2-litrowy diesel ważący prawie 2 tony, może palić 5 litrów ropy – tłumaczy właściciel auta elektrycznego.
Dofinansowanie zakupu samochodu elektrycznego to tylko jeden z kilku przywilejów. Właściciele elektryków mogą też poruszać się buspasami i parkować za darmo w strefach płatnego parkowania.
FiKar / opr. AKos
Fot. FiKar