– Rosja zaczęła wzmacniać swoje pozycje w Donbasie, na wschodzie Ukrainy, choć nowa ofensywa jeszcze się nie zaczęła – powiedział w poniedziałek (11.04) wysoki rangą przedstawiciel Pentagonu. Jak dodał, niedawny atak rakietowy na dworzec w Kramatorsku pokazuje, że Moskwa jest gotowa do bardzo brutalnych działań, by wygrać wojnę.
Jak powiedział podczas briefingu prasowego oficjel, USA odnotowały w ostatnim czasie przybycie na wschód Ukrainy części jednostek wycofanych wcześniej z północy tego kraju, a także dodatkowych konwojów logistycznych i artylerii krótkiego zasięgu. Siły te koncentrują się m.in. w okolicach Iziumu w obwodzie charkowskim.
CZYTAJ: Ukraińskie ministerstwo obrony: Rosja prawie zakończyła przygotowania do ofensywy w Donbasie
Przedstawiciel Pentagonu dodał, że na południowym wschodzie Rosja ma zgromadzonych 55 batalionowych grup taktycznych, czyli nieco mniej niż połowę z około 125 zgromadzonych przed inwazją. Zaznaczył jednocześnie, że znacząca liczba z nich nie jest gotowa do walki z uwagi na straty.
CZYTAJ: Ukraina: liczba ofiar śmiertelnych ataku w Kramatorsku wzrosła do 57
– Okaże się, jak Rosjanie je przetransformują i czy wyślą je z powrotem do boju – powiedział.
Oficjel stwierdził, że choć USA mogą potwierdzić, że niedawne rosyjskie uderzenie zniszczyło część lotniska w Dnieprze, nie ma dowodów na poparcie twierdzeń Rosjan, że zniszczyli oni przysłany przez Słowację system przeciwlotniczy S-300. Dodał też, że dalsze dostawy broni na Ukrainę są trwają bez przerwy i nie są zakłócane.
Odnosząc się do piątkowego ataku rakietowego na dworzec w Kramatorsku, w którym zginęło ponad 50 osób próbujących uciec z Donbasu, przedstawiciel Pentagonu ocenił, że Rosja jest gotowa posunąć się do „nowych poziomów deprawacji i brutalności”, aby wygrać wojnę. Przyznał też, że Pentagon spodziewa się przerażających wieści o losie cywilów w Mariupolu. Dodał, że walki o to miasto wciąż trwają.
CZYTAJ: Brygada broniąca Mariupola: nie mamy już czym walczyć
Oficjel potwierdził też doniesienia, że Rosja uprościła strukturę dowodzenia inwazją i wybrała na głównodowodzącego generała Aleksandra Dwornikowa, zwanego „rzeźnikiem Syrii”. Według Pentagonu, dowódca ten – dotąd kierujący ofensywą na południu Ukrainy – odnosił stosunkowo większe sukcesy w walkach niż dowódcy na innych frontach. Zaznaczył jednocześnie, że Rosja wciąż ma do pokonania „znaczące wyzwania” i nie jest jasne, czy zmiany pozwolą jej na sukces.
Zełenski: nasze przetrwanie zależy od szybkości amerykańskich dostaw
– Losy wojny z Rosją będą zależeć od tego, jak szybko otrzymamy pomoc od Stanów Zjednoczonych – powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla programu telewizji CBS „60 minutes”. Wyraził jednocześnie wątpliwości, czy Ukraina otrzyma wszystko, czego potrzebuje.
– Wszystko zależy od tego, jak szybko otrzymamy pomoc od Stanów Zjednoczonych. Szczerze mówiąc, od tego zależy, czy będziemy mogli to przetrwać. Mam 100-procentową pewność co do naszego narodu i naszych sił zbrojnych. Ale niestety nie mam takiej pewności, że otrzymamy wszystko, co trzeba – powiedział Zełenski w godzinnym wywiadzie wyemitowanym w niedzielny wieczór.
CZYTAJ: Niemiecka firma oferuje Ukrainie czołgi
Odniósł się w ten sposób do spodziewanej rosyjskiej ofensywy w Donbasie.
Ukraiński prezydent powiedział, że przekazał prezydentowi USA Joe Bidenowi dokładną listę potrzeb. Według CBS, Biały Dom odpowiedział pozytywnie na wszystkie z nich, ale zrealizowanie dostaw może potrwać.
Zełenski zaapelował też do Zachodu o zaostrzenia sankcji.
– Znaleźliśmy w tych sankcjach niektóre rzeczy , które są łatwe do ominięcia przez ekspertów finansowych. Rosja obchodzi sankcje. Świat zachodni to wie. To nie powinno być dopuszczane – powiedział ukraiński przywódca.
Odnosząc się do perspektyw zakończenia wojny, Zełenski przyznał, że zdaje sobie sprawę, iż Rosjanie nie wycofają się z Krymu i „będziemy spierać się i negocjować o jedno czy drugie terytorium na południu naszego kraju, w Donbasie”. Zaznaczył jednak, że nie uzna aneksji Krymu ani nie jest gotowy do oddania terytorium.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. PAP/EPA/STANISLAV KOZLIUK