W Lublinie jest wycinanych więcej drzew niż sadzonych nowych. Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak poszczególne samorządy chronią przed zabudową tereny zielone. Kontrolę przeprowadzono w 19 urzędach miast i dwóch warszawskich urzędach dzielnicowych. Raportowi NIK przyglądał się Filip Karman.
W Gdańsku w miejsce jednego wyciętego drzewa są sadzone trzy nowe. W Lublinie za wycięcie dwa jest sadzone tylko jedno. Tak wynika z oficjalnie opublikowanego raportu Najwyższej Izby Kontroli. Urzędnicy przeanalizowali okres od 2015 do 2020 roku. Przez 6 lat z terenu miasta wycięto ponad 7 900 drzew. W ich miejsce pojawiło się 3 865 nowych. To mniej niż połowa.
– Cały ten raport stawia zarządzanie terenami zielonymi w Lublinie w negatywnym świetle, a stosunek drzew wyciętych do nasadzonych jest jednym z najgorszych w Polsce – mówi dr inż. Jan Kamiński z Instytutu Architektury Krajobrazu KUL. – Tendencje na świecie są takie, żeby terenów zieleni było jak najwięcej, żeby zdejmować jak najwięcej powierzchni utwardzonych, żeby przywracać drzewa do miasta. To, co stwierdzono w raporcie, wyraźnie pokazuje, że po pierwsze, te nasadzenia zastępcze po inwestycjach pojawiały się w znacznie mniejszej ilości niż drzewa wycięte, a po drugie – co też widzimy na co dzień – te nasadzenia pojawiają się nie tam, gdzie poprzednio było drzewo – czyli tracimy drzewo bezpowrotnie z miejsca inwestycji. Często nasadza się poza ścisłym centrum, gdzie drzewa są najbardziej potrzebne. Trzeba sobie wyobrazić, że duże, dorodne drzewo, które rośnie w centrum miasta, działa jak wielki klimatyzator.
Monika Głazik z Urzędu Miasta Lublin uważa, że raport NIK-u nie jest w stu procentach miarodajny. – Różnica w liczbie posadzonych a usuniętych drzew wynika przede wszystkim z realizacji inwestycji drogowych. Kolejne różnice wynikają z przesunięcia w czasie wycinki nasadzeń, co jest typowe dla procesów inwestycyjnych. Części z nasadzeń drzew faktycznie wykonanych nie uwzględniono w raporcie NIK-u. Kolejna różnica wynika z braku ustawowego obowiązku wykonania nasadzeń zastępczych za drzewa usuwane na miejsca grzebalne. Dotyczyło to cmentarza na Majdanku. W skali 6 lat sytuacja ta objęła około kilkuset drzew – komentuje Monika Głazik.
– Często zgody na wycinki są wydawane lekką ręką i nie ma jasnego przelicznika, ile nowych drzew ma zostać posadzonych w miejsce tych wyciętych – stwierdza Krzysztof Kowalik z Towarzystwa dla Natury i Człowieka. – Urząd miasta nie ma obowiązku wydawać zgody na wycinkę każdego drzewa. To, że to robi, to moim zdaniem źródło problemu. Na ul. Jutrzenki udało nam się doprowadzić do tego, że unieważniono zgodę na wycinkę drzew. Deweloperzy nie muszą dostawać zgody na wycinkę tych drzew. A jeśli jej nie dostaną, to albo o drzewo będą dbali, albo – jeśli je wytną – zapłacą dużo większe kary.
Monika Głazik przypomina, że w raporcie NIK-u nie ma słowa o nasadzeniach krzewów, które w Lublinie zastępują drzewa, jeżeli ich nasadzenia są niemożliwe. – W badanym przez NIK okresie za usuniętych w Lublinie 17 tys. krzewów nasadzono ponad dwukrotnie więcej, bo 43 tys. sztuk. Danych tych nie wykazuje raport NIK-u – mówi Monika Głazik.
Oprócz współczynnika wycinanych drzew kontrolerzy NIK-u skupili się też na miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego. Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś uważa, że nieszanowanie terenów zielonych przez włodarzy największych polskich miast wynika z niepełnych planów zagospodarowania przestrzennego. Chodzi o tereny, które nie są objęte planem i można na nich teoretycznie uzyskać warunki zabudowy, a te w konsekwencji mogą pozwolić na budowę domów czy bloków. – Tam, gdzie nie ma miejscowych planów, inwestor dostaje z urzędu decyzję o warunkach zabudowy, która nie zawiera wiążących przepisów związanych z zielenią. Ze 180 takich decyzji zbadanych przez NIK ponad połowa umożliwiała zabudowę terenów o funkcjach przyrodniczych. Dlatego zdaniem NIK do czasu objęcia terenów zielonych planem miejscowym wydawanie decyzji o warunkach zabudowy powinno być zawieszone. Wniosek o zmianę przepisów Izba złożyła do premiera – mówi Marian Banaś.
W Lublinie miejscowym planem jest objęte niemal 55 proc. powierzchni miasta. W Rzeszowie to niecałe 20.
Statystyki opublikowane przez NIK obejmują drzewa wycięte i posadzone na mocy decyzji administracyjnych. W raporcie nie zostały ujęte te, które zostały posadzone chociażby w ramach projektów z Zielonego Budżetu. Propozycje zagospodarowania terenów zielonych składają w tym przypadku sami mieszkańcy.
FiKar / opr. WM
Fot. archiwum