W ośrodku wypoczynkowym Ostoya w Kawęczynku w gminie Szczebrzeszyn znalazły schronienie przed wojną w Ukrainie dzieci z domu dziecka z miejscowości Zaturce koło Łucka. 12 sierot w wieku od 10 do 16 lat – wraz z opiekunkami – uczy się języka polskiego i bawi w teatr. Pomaga im Fundacja Banina.
– Robimy wszystko tak jak w domu. Uczymy się, jemy śniadania, obiady i kolacje. Chodzimy na spacery i jeździmy na rowerach. Dzieci już się przyzwyczaiły. Na początku tęskniły za domem i szkołą, a teraz mówią, że tutaj jest ich drugi dom. Czują się bardzo dobrze – o pobycie w Kawęczynku opowiada nauczycielka dzieci Irina.
– Dzisiaj po raz pierwszy w życiu poprowadziłem lekcje języka polskiego dla obcokrajowców – mówi Bartłomiej Miernik, pedagog teatru i reżyser. – Robiłem to jeszcze bez podręcznika. Mamy mnóstwo bardzo podobnych wyrazów. Ja też rozumiem 70% jak ktoś mówi wolno po ukraińsku. Natomiast my mamy mnóstwo tych dziwnych znaków szeleszczących. Dla Ukraińców literka „ł” jest „skokiem wzwyż” na jakieś nieosiągalne wysokości, bo jest to trudny dźwięk. I te miliony wyjątków.
– Są tutaj wychowawcy dla dzieciaków. Język polski jest podobny do naszego ukraińskiego. Nie powiedziałabym, że jest bardzo łatwy, ale też nie jest zbyt skomplikowany. Najtrudniejsze jest dla mnie mówienie po polsku. Częściowo rozumiem, co do mnie mówią, ale samej odpowiadać na razie jest za ciężko. Trudne są „ł”, „ą”, z kolei „sz, dż” są dla mnie łatwe. Mnie i dzieciom podoba się język polski. Dzieci chodzą tutaj do szkoły i są bardzo zadowolone. Wraz z nimi i ja się trochę uczę – opowiada Wita, jedna z opiekunek.
– Dzieci są tutaj już półtora miesiąca i mówią, że się już troszkę osłuchały. Staram się im przedstawić taki język , którym my Polacy mówimy – dodaje Bartłomiej Miernik.
– Dzieci ciężko zareagowały na wojnę. Było bardzo trudno, bo alarmy przeciwlotnicze były przez cały czas. Dzieci nie miały spokoju. Za każdym razem, kiedy był alarm schodziliśmy do schronu w piwnicy. Byliśmy tam ciągle. W piwnicach jedliśmy śniadania i obiady. A teraz tutaj jest spokój. Dzieci uczą się języka polskiego i mają zajęcia teatralne – wyjaśnia Irina.
– Przyjechałam tutaj pracować z dziećmi, robić różne teatralne rzeczy, warsztaty – mówi Sonia z Kołomyi. – Dzieci są bardzo zamknięte. Boją się odezwać, zrobić coś, a takie zajęcia pomagają być wolnym w ruchach i słowach. Są w innym kraju, nie znają języka i jest to bardzo trudne. To dzieci, które słyszały wybuchy, które widziały to wszystko. Takie zajęcia pomogą im na chwilę zapomnieć.
Jeśli ktoś zabłądzi w tamte strony, może spróbować najlepszego barszczu ukraińskiego na Roztoczu. W ten sposób wesprze pobyt dzieci w ośrodku.
Telefon do ośrodka: 662 333 555
AP / opr. AKos
Fot. AP