Niespełna 18-letni Andrzej Czernicki z Kijowa jako jedyny uchodźca z Ukrainy w województwie lubelskim przystąpił do matury.
Do Polski przyjechał z mamą i bratem, który teraz uczy się w podstawówce. Ojciec Polak został w Ukrainie.
CZYTAJ: Ukraina: ranna 15-latka uratowała cztery osoby w obwodzie ługańskim
W Lublinie Andrzej zdecydował, że chce przystąpić do polskiego egzaminu dojrzałości. Pomocną dłoń wyciągnął Stanisław Stoń, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego imienia Stanisława Staszica. Okazało się, że absolwentem tej szkoły był ojciec nastolatka.
Z Andrzejem rozmawialiśmy dosłownie kilka minut po egzaminie z języka angielskiego.
– Mieszkaliśmy w Kijowie. Nigdy nie myśleliśmy, że dotrze do nas wojna. Zawsze myśleliśmy, że to będzie na wschodzie, wiedzieliśmy, że tam idzie, ale w Kijowie było bezpiecznie. Nigdy nie przelatywały rakiety ani nic takiego. Dlatego, gdy wybuchła wojna i pierwsze rakiety przyleciały do Kijowa, wiedzieliśmy, że na razie na pewno nie będziemy tam mieszkać. O 5.00 rano mama zbiegła, bardzo dobrze było wszędzie słychać te wybuchy i tak dalej. Powiedziała, że zaczęła się właśnie wojna, żebym się zebrał i wyjeżdżamy. Zebraliśmy się bardzo szybko, w godzinę, i już o 6.00 rano wyjechaliśmy do Polski. Zabraliśmy najważniejsze rzeczy: pieniądze, ubrania, jakąś technologię i dokumenty – mówi Andrzej.
CZYTAJ: Prokuratura otrzymała zawiadomienie CKE o przecieku materiałów matur z jęz. angielskiego
Masz kontakt ze swoimi kolegami ze szkoły? Co u nich się dzieje?
– Wszyscy wyjechali – do Europy, Niemiec, Hiszpanii, Stanów. Chyba tylko dwóch zostało w Ukrainie, bo wyjechali do Ukrainy Zachodniej – dodaje.
Można powiedzieć, że twoje pokolenie rozsiało się po świecie tak nagle?
– Tak, bardzo mocno. Wśród moich kolegów był plan, żeby studiować w Kijowie, ale dzień wybuchu wojny wszystko zmienił. Wiedzieliśmy, że trzeba ruszyć dalej. Muszę się uczyć, zdać maturę, zdać te wszystkie egzaminy, żeby studiować. Właśnie dzięki panu dyrektorowi wstąpiłem do Staszica – opowiada maturzysta.
Panie dyrektorze, przyszedł do pana uczeń i co dalej?
– Pierwsza sprawa, to usłyszałem bardzo ładny polski język. Byłem bardzo zdziwiony, że uczeń mieszkający w Kijowie tak pięknie mówi po polsku. Okazało się, że ma jakieś polskie korzenie. Widziałem jego niesamowity entuzjazm, chęć zdawania matury w tym roku i zrobienia tego w naszej szkole. Stojąca obok mama mówiła: „Andrzej, ty będziesz zdawał maturę ukraińską, jesteś tu chwilowo, na kilka tygodni”. On natomiast patrzył na to wszystko bardziej realistycznie. Mówił: „Mamo, ja chcę zdawać polską maturę”. Uruchomiliśmy wtedy wszelkie możliwe działania, by natychmiast go zgłosić do matury w Krakowie. Dzięki przychylności ludzi, również w Krakowie, udało się to bardzo szybko. On u nas był w piątek, a w poniedziałek wiedział, że jest wpisany na listę osób zdających maturę i do niej przystąpi – opowiada Stanisław Stoń.
Oczywiście, wszystko zależy od ucznia, ale szkoła naprawdę dostała bardzo mało czasu, żeby go przygotować. Musieliście stanąć na wysokości zadania.
– Największy sceptycyzm do tego widziałem u nauczycieli języka polskiego. On z kolei powiedział: „Panie dyrektorze, te kilka lektur przeczytam do matury dwa razy, a nie raz” – mówi dyrektor.
CZYTAJ: SG: od 24 lutego do Polski z Ukrainy wjechało 3,187 mln osób
– Poszło dobrze, bo czytałem właśnie nie tylko lektury, ale też opracowania tych lektur, dlatego nie było wielkiego problemu. Był problem tylko w tym, że miałem przygotować się jeszcze do trzech przedmiotów i było troszkę mało czasu, ale ogólnie poradziłem sobie z lekturami. „Pan Tadeusz”, „Lalka”, „Kordian” i parę streszczeń innych lektur. Niby troszkę czytałem te wszystkie lektury w Ukrainie, ale nie dlatego, aby zdać maturę, a dla siebie. Na przykład przejrzałem lekturę „Pan Tadeusz”, ale nie zapamiętałem wszystkich dat, miejsc akcji i tak dalej. Myślę, że się udało – stwierdza Andrzej.
Muszę zapytać o plany. Co dalej?
– Kiedy zdam maturę i jeśli dostanę się na studia, wyjadę do Warszawy i tam będę studiował na Politechnice Warszawskiej. Bardzo bym tego chciał, ale zobaczymy. Nie za bardzo można budować takie plany, bo nie wiadomo, co będzie się działo – dodaje.
Trzymamy kciuki, bo przed nastolatkiem kolejne egzaminy – rozszerzone.
TSpi / opr. LysA
Fot. archiwum