W szczytowych momentach pandemii wykonywaliśmy w laboratorium ok. 700 badań w ciągu doby. Teraz to kilka przypadków dziennie – powiedziała kierownik Zakładu Wirusologii z Laboratorium SARS Uniwersytetu Medycznego w Lublinie prof. Małgorzata Polz-Dacewicz.
Odnosząc się do informacji, że od 16 maja stan epidemii będzie przekształcony w Polsce w stan zagrożenia epidemicznego, profesor potwierdziła, że przypadków COVID-19 jest faktycznie mniej, ale wykonuje się też znacznie mniej badań w tym kierunku.
– Bezpłatne testy dla pacjentów nie są tak powszechnie dostępne jak w trakcie epidemii. Dlatego uważam, że część zakażeń nie jest zdiagnozowana, mimo że ludzie chorują – oceniła wirusolog.
Dodała, że trudno jest wyrokować, co nas czeka jesienią. Zwróciła uwagę, że co roku w tym czasie występuje okres zwiększonej zapadalności na zakażenia układu oddechowego, czyli grypę i inne wirusy grypopodobne.
CZYTAJ: W Dzienniku Ustaw opublikowano rozporządzenie ws. zniesienia stanu epidemii w Polsce
– Ile wśród nich będzie przypadków koronawirusa, to trudno stwierdzić w tym momencie – zaznaczyła prof. Polz-Dacewicz.
Podkreśliła, że z jej obserwacji wynika, że teraz COVID-19 traktowany jest powszechnie w społeczeństwie jako zwykła grypa lub przeziębienie.
– Tymczasem przebieg zakażenia zależy od indywidualnych predyspozycji – jedni przechodzą COVID-19 lżej, inni ciężej – nawet teraz. Główna różnica polega na tym, że COVID-19 – w porównaniu do innych zwykłych przeziębień – pozostawia po sobie różne odległe skutki, np. męczenie się, długo utrzymujący się kaszel, trudności z oddychaniem. Czym jeszcze? Na to potrzeba kilku lat obserwacji, aby przekonać się, czym jest tzw. post-covid – wyjaśniła wirusolog.
Przekazała, że w szczytowych momentach pandemii wykonywano w jej laboratorium ok. 700 badań w ciągu doby.
– Teraz to kilka przypadków dziennie. Jak ktoś już się decyduje obecnie na test, to zazwyczaj wynik jest dodatni. Chyba że są to badania przed wyjazdem za granicę – wtedy wyniki są przeważnie ujemne – sprecyzowała profesor.
Odnosząc się do wskaźnika odporności populacyjnej przeciw COVID-19, podkreśliła, że odporność nabyta w sposób naturalny jest niższa niż odporność poszczepienna.
– Niektóre osoby uzyskały odporność hybrydową, czyli przeszły zakażenia i są jeszcze zaszczepione. Z moich obserwacji wynika, że po 9-10 miesiącach od szczepienia nadal jest spore miano przeciwciał. Poziom przeciwciał wraz z upływem czasu spada, ale u osób szczepionych nie tak gwałtownie – powiedziała prof. Polz-Dacewicz.
CZYTAJ: WHO: ponad 2 miliony ludzi zmarło w Europie na COVID-19
Nawiązując do zakończenia stanu epidemii w Polsce, zaznaczyła, że to wcale nie oznacza, że koronawirus nagle zniknie.
– Gdyby wirusy były na co dzień widoczne, to łatwiej byłoby się przed nimi uchronić. Dlatego w dalszym ciągu trzeba uważać, ale też z drugiej strony w miarę normalnie się zachowywać, bo nie można popaść w jakąś nadmierną panikę czy w paranoję – zwróciła uwagę wirusolog.
Zapytana o to, co dobrego możemy wynieść z tej dwuletniej pandemii, odpowiedziała, że „na pewno dbałość o higienę i własne zdrowie”.
– Jak najczęściej trzeba myć ręce, a kiedy jesteśmy przeziębieni, to z troski o własne zdrowie i innych, powinniśmy zostać w domu i się wyleczyć. Należy też zachować dystans do osób, które wykazują objawy przeziębieniowe, żeby nie zarazić się np. w sklepie czy w restauracji – dodała prof. Polz-Dacewicz.
RL / PAP / opr. WM
Fot. pixabay.com