Prawie kilometr pod ziemię zjechała dziennikarka Radia Lublin, by zarejestrować pracę górników w kopalni Bogdanka. Z radiowym mikrofonem odwiedziła pole Stefanów i najdłuższą ścianę w Polsce. A towarzyszyła jej z aparatem nasza fotoreporterka.
ZOBACZ ZDJĘCIA: W kopalni Bogdanka. Tysiąc metrów pod ziemią na polu Stefanów
– Jest tu najdłuższa ściana węglowa w Polsce. Początkowo miała wybieg 7200 metrów, a teraz zostało 900. To fenomen w skali światowej; nie ma wielu takich ścian. Porównując do śląskich, tam wybiegi nawet 2-kilometrowe są rzadkością. Choć niestety z tej ściany nie wydobędziemy pełnych 10 mln ton: zabraknie nam do tego 200 tys. ton – uśmiecha się Marcin Szabat, zastępca kierownika wydziału górniczego pola Stefanów . – A 10 mln ton to takie nasze roczne wydobycie. Ściana ta ruszyła na początku lipca 2020 roku. Dwukrotnie „zrobiła” rekord, przekraczając tysiąc metrów w kwartał. Prezes rzucił wyzwanie, a pracownicy podjęli rękawicę.
Prawie kilometr pod ziemią
Na dziennikarki Radia Lublin czekał następnie zjazd na sam dół, prawie kilometr poniżej poziomu ziemi; tam, gdzie wydobywa się węgiel.
– Teraz jedziemy 990 metrów poniżej powierzchni. Klatka na dół jedzie z prędkością 12 metrów na sekundę. Jak wysiądziemy będzie przez chwilę wiało. Trzeba dobrze trzymać kask, bo może zerwać, jest taki napór powietrza – ostrzega pracownik kopalni.
– To bardzo ważne, żebyśmy się nie rozdzielali, jak przechodzimy. Mamy przeliczoną załogę i jej liczba jest na bieżąco podawana do dyspozytora. Przekazywana jest mu liczba wszystkich osób, które zjechały na dół. To ze względów bezpieczeństwa – dodaje kolejny górnik.
Węgla nie zabraknie
– Węgiel tu się szybko nie skończy. Prędzej sytuacja globalna czy technologiczna może nas nakierować w inną stronę, ale węgla nam tu nie zabraknie. Lubelskie Zagłębie Węglowe powierzchniowo jest większe od górnośląskiego. Dochodzi jeszcze oczywiście różnica liczby pokładów w pionie, ale lubelskie jest olbrzymim zagłębiem, rozciągającym się w kierunku granicy wschodniej.
Kopalnia Bogdanka dba o bezpieczeństwo
– Podczas akcji ratowniczej w kopalni Pniówek, kiedy poszli już tam ratownicy i okazało się, że był drugi wybuch, mediom została przekazana informacja, że nie kontynuują akcji ratunkowej, tylko budują zaporę przeciwwybuchową. Tutaj mamy też zabudowane takie na każdym wlocie i wylocie z rejonu górniczego. Tylko że te zapory u nas są wodne. Składają się z półek. Na każdej z nich jest około 40 litrów wody. W całej tej zaporze jest około 100 tysięcy litrów wody. Jeśli następuje wybuch metanu czy pyłu węglowego, fala detonacyjna przewraca wszystkie te półki, co powoduje powstanie kurtyny wodnej. Powoduje ona to, że wybuch nie przeniesie się na dalszą część kopalni – opowiada jeden z górników.
– Mamy łączność telefoniczną, a także dodatkową łączność z dysponentem i z pozostałą częścią rejonu poprzez urządzenia rozmówczo-odbiorcze. Wszystko to jest podłączone do serwerowni na powierzchni – dodaje inny.
Na górniczym przodku
Następnie nasze dziennikarki dotarły na sam przodek. – Kombajn ścianowy jest dwukierunkowy o zabiorze 1 metra. Najpierw urabia ścianę w kierunku skrzyżowania, po czym robi drugi nawrót. Po zawrębieniu maszyna wycofa się w kierunku chodnika nadścianowego, czyli wykona kolejny cykl. Takich przejazdów zrobiliśmy już ponad 6 tysięcy w tej samej ścianie. Bowiem ściana ma 6100 metrów, czyli przynajmniej tyle razy trzeba było przejechać, bo maszyna urabia na głębokość jednego metra – mówi górnik.
– Kombajnista ma pod kontrolą swoją część kombajnu za pomocą pilota zdalnego sterowania. I on podejmuje decyzję o prędkości i głębokości urabiania – wyjaśnia kolejny.
Następnie nasze dziennikarki ruszyły pochylnią wentylacyjną w kierunku szybu, gdzie czuć już było świeży dopływ powietrza. I dalej na powierzchnię.
MaK / opr. ToMa
Fot. Iwona Burdzanowska