Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej jak co roku zaowocował sporą ilością zinów dostępnych bezpłatnie. Znalazły się wśród nich utwory bardzo różnorodne – począwszy od introwertycznych wynurzeń, poprzez kwaśne formy artystyczne, aż po komiksy, które mogłyby przyzwoicie poradzić sobie na rynku mainstreamowym.
Love Bolo to kolorowy art zin Otoczaka. Wszyscy wielbiciele talentu tego artysty, którzy od lat podążają jego ścieżką i nie mają zamiaru z niej zbaczać, powinni skombinować sobie ten zaimprowizowany produkt, ponieważ jest on kwintesencją artysty, który nie kłania się linijkom. Już we wstępie do tego niewielkich rozmiarów dzieła autor przyznaje, że kocha improwizację, alternatywę i komiksowe atrybuty oraz przyrównuje swoje artystyczne aktywności do pracy z siekierą – „zamierzasz się, ale nie jesteś w stanie przewidzieć gdzie dokładnie uderzy”. Love Bolo bogate jest więc w spontaniczne, tworzone pod wpływem artystycznego impulsu, całostronicowe barwne kadry z krótszym lub dłuższym opisem lub dymkami, które dopiero pod koniec zeszytu ustępują miejsca niemalże klasycznemu czterokadrowemu komiksowi. Otoczak świetnie gra tu kolorem – te barwy skryte pod kreskami lub spod nich wychodzące robią wrażenie i sprawiają, że przeglądanie tego zina jest czystą przyjemnością. To hołd dla analogowego działania, odloty, żarciki, potęga wyobraźni, skrawki światów. To też rzecz, którą autor – równolegle pracujący nad kolejnymi numerami Rozmagnesu – mógłby kontynuować – fajnie by było, gdyby rytm wydawniczy tego produktu wyznaczyły kolejne edycje Poznańskiego Festiwalu Komiksu.
Powód do radości mają także czytelnicy śledzący poczynania Piotra Nowackiego – Sienkiewicza to zbiór krótkich historii z czasów dzieciństwa autora, przypadających na lata 80. i 90. XX wieku. Scenariusze do tych powrotów do przeszłości napisało głównie życie, ale też Bartosz Sztybor, czyli stały kompan Piotra Nowackiego w jego obfitującej w przygody drodze komiksiarza. Tłem do opowieści jest mławskie blokowisko przy ulicy Sienkiewicza, a same historyjki to jaszczurowa esencja – nutka nostalgii, nieco śmiechu, cartoonowy sznyt. Nowacki podróżuje od piaskownicy, poprzez gówniarskie wybryki aż po kulinarne specjały pokroju rabarbaru z cukrem. To bardzo szczere komiksy, w kilku przypadkach dość osobiste, a nawet obnażające, ubrane w świetną butenkową okładkę. Bardzo udana produkcja zinowa, która osłodzi wielbicielom talentu Jaszcza oczekiwanie na kolejny numer jego Klopsa.
Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej to także kontynuacje – w związku z tym Michał Traczyk i Tomasz Niewiadomski przygotowali kolejną przygodę Nerwolwera, tym razem pod tytułem Gdy święty kokon skrywa tajemnice i dziwa albo Nerwolwer na nieoczywistym tropie Heavy Metyla. Widać postęp – ta część bardziej ocieka absurdem i jest bogata w interesujące dialogi. Aspekty scenopisarskie świetnie realizuje rysownik, który w tym wypadku urzekł mnie sceną wejścia Nerwolwera do wnętrza kokonu. Doszło tu do bardzo fajnego przejścia z bieli w czerń – szkoda, że tak krótkiego. Mam nadzieję, że w wydaniu zbiorczym – o ile takie powstanie – autorzy poświęcą kilka dodatkowych plansz na spacer bohatera w mroku, bo daje to szansę na zaakcentowanie kreski Tomasza Niewiadomskiego.
Interesującym poznańskim zinem wydanym z okazji festiwalu jest też 300 koron – czyli radosna twórczość Mikołaja Łukasiewicza i Artura Biernackiego oparta na prozie Andrzeja Sapkowskiego. Bardzo podoba mi się kreska Biernackiego, analogowa, poszarpana i brudna, a podjęty przez autorów pomysł pozwala tej kresce rozkwitać w szeregu kadrów, w których właściwie chodzi o wiedźmińską nawalankę. I dobrze. Ten komiks niczego nie udaje, jest szybki, dynamiczny i cieszy gałki oczne.
Te cztery produkcje to zaledwie ułamek tegorocznych poznańskich zinów, które nieprzerwanie od kilku lat stanowią elegancki przegląd polskiej sceny komiksowej.