Blisko 50 uchodźców z Ukrainy przebywa obecnie w ośrodku Caritas w Firleju

19665345 1769350820021676 247115192884271449 n 2022 06 05 102156

Ok. 50 uchodźców z Ukrainy przebywa obecnie w ośrodku Caritas w Firleju. Dzieci chodzą do szkoły. Część osób podjęła dorywczą pracę, ale ich marzeniem jest zakończenie wojny na Ukrainie. Od 24 lutego przez lubelskie przejścia graniczne odprawiono 1,7 mln osób z Ukrainy do Polski.

CZYTAJ: Ukraina: Silne eksplozje w Kijowie

W Firleju nad malowniczo położonym jeziorem, wśród lasów znajduje się jeden z ośrodków Caritas Archidiecezji Lubelskiej, w którym od trzech miesięcy mieszkają uchodźcy z Ukrainy. Przed wojną ośrodek służył jako miejsce kolonii letnich dla dzieci, rekolekcji, szkoleń, przyjęć okolicznościowych.

Jak przekazał w rozmowie z kierownik placówki Arkadiusz Witek, obecnie nocuje tu ok. 50 osób z Ukrainy, głównie matek z dziećmi i emerytów. Najmłodsze dziecko ma 5 miesięcy. Uchodźcy pochodzą m.in. ze Lwowa, Mariupola, Charkowa, Mikołajewa. – Większość z nich jest tu od początku działań wojennych na Ukrainie, czyli od przełomu lutego i marca br. W tej chwili nie przyjeżdżają już nowi uchodźcy. Ogólnie przez nasz ośrodek przewinęło się ponad 150 osób – wyliczył kierownik.

– Każda rodzina ma swój pokój z prysznicem, zapewnione posiłki, ale najważniejsze – jak podkreślił Witek – to poczucie bezpieczeństwa i spokój. Dodał, że Ukraińcy bardzo dobrze zaaklimatyzowali się w tym miejscu. – Dzieci chodzą do szkoły. Część osób podjęła dorywczą pracę, np. przy plewieniu truskawek. Chcą też pomagać w sprzątaniu naszej kaplicy po remoncie – dodał kierownik.

Podkreślił, że większość mieszkańców ośrodka nie chce wyjeżdżać za granicę, bo stąd mają bliżej do siebie do domu. – Tam zostali ich mężowie, rodziny. Liczą, że świat pomoże im odbudować Ukrainę. Widzę, że tego, czego teraz najbardziej potrzebują, to zakończenia wojny i powrotu do siebie – zauważył Witek.

CZYTAJ: Rosyjska armia użyła amunicji fosforowej w obwodzie charkowskim

59-letnia Natasza pochodzi z Charkowa, przed wojną pracowała w restauracji, gdzie zajmowała się zmywaniem naczyń. Uciekła do Polski pociągiem razem z dwoma córkami i wnuczkami. Granicę przekroczyła 8 marca. – Z Charkowa do Kijowa pociąg jechał bardzo cicho i bez światła, żeby go nie było widać i aby rakieta w nas nie trafiła. Pamiętam, że ze strachu nikt w pociągu nie rozmawiał, nawet szeptem – opisała Natasza.

Jak dodała, połowa jej bloku w Charkowie została zniszczona, ale połowa, w której ona ma mieszkanie – na razie nie. Podkreśliła, że jest bardzo wdzięczna za pomoc okazaną przez Polaków. – My w Charkowie przez 10 dni nie spaliśmy, nie jedliśmy, żyliśmy w piwnicy. Jak tu przyjechałam, to nie mogłam uwierzyć, że można spokojnie się wyspać, wykąpać, zjeść ciepły posiłek, a do tego jest cicho, bo nie ma wybuchów – wyjaśniła Ukrainka, nie ukrywając, że jej marzeniem jest, aby za miesiąc wrócić już do domu.

CZYTAJ: Mer Łymana: rosyjskie wojska starły miasto z powierzchni ziemi

74-letnia Halina pochodzi z Kijowa, ale przez wiele lat pracowała w Irpieniu jako kierownik do spraw zarządzania finansami w urzędzie miejskim. Po wybuchu wojny córka zabrała ją do siebie do Hostomela, pół godziny drogi od stolicy, bo sądziły, że tam będzie bezpieczniej.

– Okazało się, że tam jest jeszcze gorzej – wjechałyśmy w piekło, rakiety latały nad naszymi głowami, dużo wojskowych na ulicach, wiele budynków zniszczonych w wyniku ostrzeliwań. Hostomel, obok Buczy i Irpienia, stanowił pierwszą linię obrony Kijowa. Mostem nad rzeką Irpień Rosjanie szli na Kijów – przypomniała.

Jednak – jak podkreśliła – gdyby można było, to już dzisiaj by pojechała na Ukrainę. Ze łzami w oczach podziękowała Polakom za przyjęcie. – Życzę, aby Polska nigdy nie widziała tego, co dzieje się teraz w Ukrainie. Mój znajomy spod Siewierodoniecka nie ma już kontaktu z synem od trzech tygodni. Jak ostatni raz z nim rozmawiał, to tak jakby się z nim żegnał. Od tamtej pory nie ma od niego znaku życia – powiedziała Natasza.

CZYTAJ: Polska liderem pomocy dla Ukrainy 

Natomiast w Lublinie interwencyjne punkty noclegowe dla osób uciekających przed wojną zorganizowane są m.in. w salach gimnastycznych, halach sportowych, bursach szkolnych, czy domach studenckich. Aktualnie działa 13 punktów, w których miejsce może znaleźć blisko 1,3 tys. osób. – W nocy z czwartku na piątek w miejskich punktach schronienie znalazło 898 obywateli Ukrainy. Od początku wybuchu wojny miasto udzieliło już ponad 112 tys. noclegów – poinformowała Anna Czerwonka z biura prasowego ratusza.

CZYTAJ: Medyczna pomoc dla Ukrainy. Chełmskie dary trafią do instytutu w Kijowie

CZYTAJ: Maciej Budka z PCK: rozpoczynamy pomoc gotówkową dla uchodźców z Ukrainy

Damian Zieliński z magistratu w Chełmie poinformował, że obecnie ok. 20-40 osób z Ukrainy korzysta w ciągu doby z Centrum Pomocy Humanitarnej w Chełmie. – Najczęściej nocują jedną dobę – aby odpocząć, zjeść coś – w oczekiwaniu na dalszy transport do innych miast. Od początku działalności przez ten punkt przewinęło się ponad 12 tys. uchodźców – dodał Zieliński.

Od 24 lutego br. na lubelskich przejściach granicznych z Ukrainą odprawiono łącznie ok. 2,5 mln osób, z czego 1,7 mln na wjeździe do Polski, a ok. 800 tys. na wyjeździe do Ukrainy.

PAP / RL / opr. AKos

Fot. Ośrodek Caritas ” Dom Zawierzenia” w Firleju FB

 

 

Exit mobile version