Coraz więcej punktów pomocy osobom uciekającym przed wojną zamyka się, część z nich zmienia formę prowadzonej działalności. Jednak, jak zauważają wolontariusze, pomoc jest w dalszym ciągu potrzebna.
– Słyszymy o tym, że niektóre punkty się zamykają, w związku z tym u nas pojawia się coraz więcej potrzebujących. Do tej pory było ich około 100, w tej chwili jest ich grubo ponad 100. Ostatnio, kiedy osobiście zajmowałam się wydawaniem żywności, wydałam 150 przygotowanych pakietów żywnościowych – opowiada Monika Skałecka z Fundacji „Skakanka”.
– W Lublinie od 8 marca zostały utworzone punkty wydawania żywności w dwóch lokalizacjach: przy al. Zygmuntowskich oraz przy ul. Popiełuszki – mówi Sławomir Skowronek, dyrektor Wydziału Inicjatyw i Programów Społecznych Urzędu Miasta Lublin. – Zapotrzebowanie jest. Dziennie od 600 do 800 osób otrzymuje takie paczki w tych dwóch punktach. Liczba wydanych od 8 marca paczek to blisko 50 tysięcy.
– Zamykanie punktów pomocowych to kierunek nieunikniony z tego względu, że nie da się w nieskończoność prowadzić takiej typowej pomocy humanitarnej w postaci wsparcia rzeczowego – zauważa Maciej Budka, dyrektor Lubelskiego Oddziału Okręgowego PCK. – Przede wszystkim tych rzeczy w takiej liczbie, w jakiej są potrzebne, nie można brać w nieskończoność. Poza tym ludziom, którzy są potrzebujący, trzeba dać namiastkę niezależności i pomóc im w usamodzielnieniu się. A do tego służą programy przede wszystkim gotówkowe.
CZYTAJ: Jarosław Stawiarski: Trójmorze wspiera Ukrainę w integracji z Unią Europejską
– Otrzymaliśmy budynek po dawnym Wojewódzkim Ośrodku Kultury. Cały ten budynek będziemy teraz adaptować na Dom Przyjaźni – miejsce spotkania polsko-ukraińskiego – mówi Joanna Bańczerowska, rzeczniczka prasowa Caritas Archidiecezji Lubelskiej. – Ten ośrodek będzie funkcjonował od poniedziałku do piątku od godz. 8 do 16. Będzie tam prowadzona między innymi pomoc doraźna, która była też tutaj, czyli będziemy wydawać ciepłe posiłki, różnego rodzaju pomoc rzeczową, głównie akcesoria dla dzieci, typu butelki, smoczki. Oprócz pomocy doraźnej będzie pomoc psychologiczna. Panie psycholog operujące językiem ukraińskim będą prowadzić konsultacje. Będzie prawnik, będzie osoba, która będzie pomagała w znalezieniu pracy.
– Nie mogę obiecać, jak długo będzie to funkcjonowało. Faktycznie duże organizacje pomocowe zmieniają formułę pomocy. Natomiast my mamy jeszcze zabezpieczone w magazynie głównym jakieś środki czystości i żywność. Myślę, że na tę chwilę – to jest na 2-3 tygodnie – mamy żywność do wydawania. Jak dalej będzie, zobaczymy – mówi Sławomir Skowronek.
– Program gotówkowy na pewno ruszy w najbliższej przyszłości. W tej chwili zgrywamy się jeszcze z innymi organizacjami pozarządowymi, żeby to odpowiednio skoordynować, tak aby dotrzeć do osób, które najbardziej potrzebują takiej pomocy – wyjaśnia Maciej Budka. – Jest to już w tej chwili standard w pomocy humanitarnej na świecie. Taki program jest przede wszystkim tańszy niż zakup, transportowanie, magazynowanie i dystrybucja darów. Daje jedną rzecz, której nie dadzą inne programy, czyli niezależność. My w tym momencie nie mamy obaw, bo ponad 90 proc. uchodźców to matki z dziećmi i to one najbardziej wiedzą, czego potrzebują ich dzieci. Mając pieniądze, mogą pójść do sklepu i po prostu kupić te rzeczy.
– To wynika też z tego, że sytuacja nadal dynamicznie się zmienia. Na początku mieliśmy bardzo duży napływ uchodźców, teraz ta sytuacja troszeczkę się stabilizuje. Oni też potrzebują mniej pierwszej pomocy, bo już tutaj są. Myślę, że z tego wynika też zamykanie niektórych punktów. My od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie kwestia długoterminowa, że to taki maraton, a nie bieg na krótkim dystansie. Ale rzeczywiście pomoc się zmienia – od takiej podstawowej typu odzież czy żywność przechodzimy do takiej, która pozwoli tym osobom odnaleźć się tutaj na dłużej. Rozmawiając z uchodźcami i pytając, czego potrzebują, niektórzy wyrażają chęć zostania chociażby na rok, bo nie wiedzą, jak długo ta wojna będzie trwała – mówi Joanna Bańczerowska.
– Dla ludzi, dla Ukraińców źle, że zamykają się takie punkty. W moim regionie trwają jeszcze działania wojenne. Nie ma gdzie wracać, pracy też nie ma. Jest bardzo ciężko. Takie punkty trochę nam pomagają. Ciężko jest znaleźć pracę. To, że można wziąć chemię, produkty żywnościowe czy takie podstawowe rzeczy, jest bardzo pomocne – przyznają Ukrainki.
– Cały czas przychodzą do nas nowe osoby. Te, które pojawiały się od lutego-marca, już rozpoznajemy, już znamy się z widzenia. Ale te osoby, które przychodzą do nas od tych prawie 4 miesięcy, przyprowadzają też nowe osoby, które są potrzebujące – zaznacza Monika Skałecka.
CZYTAJ: Ponad 209 tys. obywateli Ukrainy, którzy uciekli przed agresją rosyjską, znalazło pracę w Polsce
– Możemy szacować, że w skali naszego województwa kilkadziesiąt tysięcy osób z Ukrainy, których nie było tutaj wcześniej, pozostało i próbuje tutaj ułożyć sobie na jakiś czas swoją przyszłość. Na pewno spora część tych osób potrzebuje naszego wsparcia, bo nie wszyscy są w stanie pójść do pracy. Mamy osoby starsze, z niepełnosprawnościami, mamy dzieci w pieczy zastępczej, mamy rodzinne domy dziecka, które przeniosły się do nas. To wszystko osoby, które potrzebują wsparcia. My staramy się wybrać tych, którzy potrzebują go w pierwszej kolejności – tłumaczy Maciej Budka.
– Niektórzy chcieliby uczyć się języka polskiego, żeby bariera językowa była dla nich mniejszym wyzwaniem. Inni mówią o tym, że potrzebują wsparcia doraźnego, czyli na przykład pomocy w zakupie leków. Oprócz tego mówią o potrzebie pozostawienia z kimś dzieci. Tutaj też otrzymujemy sygnały, że często ta opieka jest potrzebna dla dzieci młodszych niż przedszkolne czy szkolne. To są takie najważniejsze dla nich na ten moment rzeczy, żeby znaleźć tutaj swoje miejsce, pracę. Często wspominają o pracy, że chcieliby ją podjąć, ale z drugiej strony ogranicza ich język. Polski rynek pracy jest chętny na przyjęcie nowych pracowników, a z drugiej strony różnie to bywa – tłumaczy Joanna Bańczerowska.
– Zdania są podzielone. Jedni mówią, że ktoś jest już tutaj długo, dlatego powinien sobie już poradzić i usamodzielnić się, ale nie do końca tak jest. Nie każdy ma takie możliwości. Są osoby w różnym wieku, z malutkimi dziećmi. Uważam, że te osoby nie powinny zostać bez żadnej pomocy z naszej strony – mówi Monika Skałecka.
– Na pewno mieszkańcy, Polacy są zmęczeni tą pomocą i to nie jest nic dziwnego ani niestosownego. Dlatego taka jest rola państwa, samorządów i organizacji pozarządowych, żeby pewne funkcje w dłuższej perspektywie pełnić i odciążyć zwykłych ludzi, którzy okazali niesamowite serce i włożyli dużo pracy przez te pierwsze trzy miesiące. My już nie mamy tej śmiałości, żeby prosić o kolejne dary i środki finansowe. Staramy się je pozyskiwać z innych źródeł. Jeżeli będziemy okazywać empatię, cierpliwość do tej sytuacji, dobre serce na co dzień i dobre słowo, to to już będzie naprawdę bardzo dużo i czasem pomoże więcej niż kolejne pieniądze czy dary – dodaje Maciej Budka.
Aktualnie pomoc rzeczową można otrzymać w Caritas Archidiecezji Lubelskiej, w miejskich punktach pomocy przy al. Zygmuntowskich 4 oraz przy ul. Popiełuszki 35A, a także w siedzibie Fundacji „Skakanka” przy ul. Łęczyńskiej 43.
InYa / opr. WM
Fot. archiwum