Polska przegrała z Belgią 0:1 w meczu piłkarskiej Ligi Narodów rozgrywanym w Warszawie.
Jedyną bramkę dla gości w 16 minucie strzelił Michy Batshuayi. Biało-Czerwoni mieli w końcówce kilka okazji, by wyrównać, jednak ich nie wykorzystali.
Przed wtorkowym meczem Biało-Czerwoni mieli w grupie 4 dywizji A taką samą liczbę punktów jak Belgowie – cztery. Podopieczni Czesława Michniewicza przede wszystkim chcieli zrewanżować się reprezentacji „Czerwonych Diabłów” za niedawną porażkę w Brukseli aż 1:6.
– Nasza duma została wówczas mocno podrażniona. Jest w nas duża chęć rewanżu i pokazania się z jak najlepszej strony na tle tak mocnego przeciwnika – mówił w poniedziałek Wojciech Szczęsny.
Okoliczności wydawały się całkiem sprzyjające – w ekipie gości nie zagrali wyróżniający się w pierwszym meczu z Polską Kevin De Bruyne i Yannick Carrasco, ale także m.in. Romelu Lukaku, Dedryck Boyata i Thomas Meunier. Na ławce rozpoczął Leonardo Trossard, który w Brukseli strzelił Biało-Czerwonym dwa gole.
Natomiast w ekipie Czesława Michniewicza zabrakło – z podstawowych z reguły piłkarzy – Jana Bednarka i Grzegorza Krychowiaka.
Po raz 132. wystąpił za to Robert Lewandowski, a po raz 96. – Kamil Glik. W wyjściowej jedenastce pojawił się też debiutant – obrońca Mateusz Wieteska. Natomiast w bramce, co zapowiadał wcześniej selekcjoner, wystąpił Szczęsny.
W pierwszej połowie okazało się, że mimo braku kilku znanych piłkarzy Belgowie są w stanie bez kłopotów narzucić swój styl gry, nawet na boisku przeciwnika.
Goście mieli zdecydowaną przewagę, kontrolowali przebieg tej części meczu, a potwierdzeniem ich dominacji był gol w 16. minucie. Po dośrodkowaniu Youriego Tielemansa skutecznym strzałem głową popisał się Michy Batshuayi.
W kolejnych minutach Belgowie wciąż byli groźni. Efektowną akcję przeprowadzili m.in. w 32. minucie, Eden Hazard nawet strzelił gola, ale był na spalonym.
Biało-Czerwoni w pierwszej połowie mieli dwie dogodne sytuacje. W 30. minucie Sebastian Szymański strzelił nad bramką, a tuż przed przerwą Nicola Zalewski kopnął obok słupka.
Druga część również rozpoczęła się od przewagi Belgów, ale im dłużej trwał mecz, tym coraz odważniejsi byli Biało-Czerwoni. Pomagały w tym również zmiany – np. wprowadzenie Karola Świderskiego, który w 57. minucie zastąpił niezbyt widocznego w tym meczu Piotra Zielińskiego.
Z kolei po stronie Belgów, w końcówce coraz bardziej zmęczonych, sporo ożywienia wprowadził wspomniany Trossard – jeden z bohaterów pierwszego starcia obu drużyn. We wtorkowy wieczór też miał kilka okazji, ale tym razem zawiodła go skuteczność. Podobnie jak innego rezerwowego Loisa Opendę, z którego lekkimi strzałami Szczęsny nie miał żadnych kłopotów.
Biało-Czerwoni najlepsze okazje stworzyli w końcówce spotkania, gdy grali już w bardzo ofensywnym ustawieniu.
W obu przypadkach w roli głównej wystąpił Świderski. W 87. minucie po jego mocnym strzale piłka poszybowała tuż na poprzeczką (jeszcze trącona przez Simona Mignoleta).
Trzy minuty później Lewandowski dośrodkował na pole karne, a Świderski trafił po uderzeniu piłki głową w słupek.
Na pierwszym miejscu w grupie są Holendrzy, którzy w Rotterdamie prowadzili 2:0 dzięki bramkom Noy Longa i Cody’ego Gakpo. Później jednak pierwszego gola dla gości uzyskał Brennan Johnson, który w sobotę trafił również w Cardiff przeciwko Belgii, zapewniając Walii remis 1:1 i na razie jedyny punkt w tym sezonie Ligi Narodów. Do wyrównania w drugiej doliczonej minucie z rzutu karnego doprowadził we wtorek Gareth Bale, ale kilkadziesiąt sekund później zwycięskiego gola dla „Pomarańczowych” uzyskał Memphis Depay. Holender zrehabilitował się zatem za niepowodzenie w poprzednim meczu – z Polską. Wówczas przy stanie 2:2 nie wykorzystał w końcówce rzutu karnego.
Holandia ma 10 punktów, a Belgia – siedem. Szansa Polski na zajęcie pierwszego miejsca w grupie jest już zatem tylko czysto teoretyczna. Aby utrzymać się w najwyższej dywizji, Biało-Czerwoni nie mogą dać się wyprzedzić Walii. We wrześniu zagrają z tym rywalem oraz z Holandią.
Do niespodziewanych rozstrzygnięć doszło w grupie A3, w której Niemcy pokonały w Moenchengladbach Włochy 5:2, a Anglia sensacyjnie przegrała w Wolverhampton z Węgrami 0:4.
W Niemczech gospodarze prowadzili już 5:0 po trafieniach Joshuy Kimmicha (10.), Ilkaya Guendogana (45+4. z karnego), Thomasa Muellera (51.) oraz dwóch Timo Wernera dwie (68. i 69.). Straty Italii zmniejszyli w ostatnim kwadransie 18-letni Wilfried Gnonto (78.) oraz o pięć lat starszy Alessandro Bastoni (90+4).
Z kolei Węgry pokonały Anglię po raz drugi z rzędu. Ogromną niespodzianką była już ich wygrana w inauguracyjnej kolejce w Budapeszcie 1:0, a tym razem „Madziarzy” sprawili dużo większą sensację. Bramki zdobyli Roland Sallai (16. i 70.), Zsolt Nagy (80.) oraz Daniel Gazdag (89.).
W grupie ze znacznie wyżej notowanymi rywalami – Anglią, Niemcami i Włochami – Węgrzy zajmują pierwsze miejsce z dorobkiem siedmiu punktów. Niemcy, którzy odnieśli pierwsze zwycięstwo w tym sezonie LN, zgromadzili sześć, a Włochy mają pięć. Tabelę zamyka Anglia z dwoma.
Jak zwykle rywalizowano również w niższych dywizjach. W grupie B1 grająca w roli gospodarza w Łodzi Ukraina zremisowała z Irlandią i nadal prowadzi w tabeli. Ma punkt przewagi nad Szkocją, która pewnie pokonała na wyjeździe Armenię 4:1. Honorowego gola dla gospodarzy strzelił Wahan Biczachczjan.
W grupie B3 po zwycięstwie nad Finlandią 3:2 prowadzi Bośnia i Hercegowina. Wiceliderem jest Czarnogóra, która gładko pokonała na wyjeździe Rumunię 3:0.
Praktycznie pewna awansu do dywizji B jest Turcja, która w grupie C1 wygrała u siebie z Litwą 2:0 i po czterech kolejkach może pochwalić się kompletem punktów i czterema czystymi kontami. Drugi Luksemburg ma po remisie z Wyspami Owczymi 2:2 o pięć punktów mniej.
Wcześniej awans z grupy C2 zapewniła sobie Grecja.
Wtorkowa seria spotkań zakończyła zmagania w LN w czerwcu. Pozostałe spotkania fazy grupowej rozegrane zostaną we wrześniu. Zwycięzcy grup w najwyższej dywizji A zagrają o trofeum w Final Four. Najlepsze drużyny w swoich grupach z niższych dywizji uzyskają awans o jeden szczebel. Zespoły na ostatnich miejscach dywizji A, B i C spadną o jeden poziom.
RL / PAP / ToMa
Fot. PAP/Leszek Szymański