Centrum Wolontariatu w Lublinie przejmuje prowadzenie punktu pomocy uchodźcom na MOP-ie w Markuszowie przy drodze ekspresowej S17. Dotychczas koordynacją tej akcji zajmowali się miejscowi społecznicy, którzy kilka dni po rozpoczęciu wojny utworzyli ten punkt pomocowy. Teraz jednak zdecydowali o zakończeniu działalności.
– Kończy się ten etap związany z obsługą MOP-u – mówi sekretarz gminy Markuszów Bożena Tkaczyk-Żurawska. – Kończy się nie tylko ze względu na to, że mamy problemy z zapewnieniem dyżurów nocnych, ale zmienił się też charakter uchodźców, którzy do nas przyjeżdżają. Na początku były to osoby, które uciekały przed bombami, przed ostrzałem. Były to osoby, które musiały uciekać bezpośrednio z domów, były kompletnie nieprzygotowane. Czasami wychodziły w tym, w czym były w domu. Zdarzały się nam osoby w piżamach. W tej chwili jadą ludzie raczej przygotowani na to, że spędzą jakiś czas poza domem lub też zdecydowani na rozpoczęcie nowego życia, czy to w Polsce, czy gdzieś za granicą. Myślę, że nasza pomoc już nie jest aż tak bardzo potrzebna.
CZYTAJ: Markuszów: Setki tysięcy kanapek i butelek wody dostarczono do punktu pomocy na S17
– Mam tu ludzi na stałe. Widać, że już nie ma takiego napływu uchodźców. Jak są, to przyjeżdżają pojedyncze osoby. My na razie mamy wszystko, bo mamy pomoc od starostwa, pomaga nam też bursa – mówi koordynatorka uchodźców z Ukrainy w filii bursy w Puławach.
– Na początku dla nas samych to było szokujące, że jest aż tyle ludzi – przyznaje Bożena Tkaczyk-Żurawska. – Były takie sytuacje na samym początku, że w tym samym momencie przyjeżdżało do nas 10-11 autokarów. Każdy autokar to 55 osób. Rekordowa noc to 138 autokarów.
– Sama akcja zaczęła się czwartego dnia wojny, w niedzielę – opowiada Sławomir Łowczak. – To było hasło rzucone przez naszego proboszcza, my je podjęliśmy. Wszystko było organizowane ad hoc. Wzięliśmy jakieś krzesła, wszystko, co kto miał w domu do jedzenia. Zrobiliśmy bardzo dużo kanapek. Nasza akcja, początkowo markuszowska, rozszerzyła się pierwszego dnia. Mieliśmy ludzi z zagranicy, którzy nam pomagali. Nawet studenci wyjeżdżający z Ukrainy dawali nam pieniądze, żeby coś kupić.
– Smażyłam tysiące naleśników dla uchodźców – mówi wolontariuszka Jadwiga Gil. – Jeszcze wczoraj były zawiezione naleśniki. Jeżeli Centrum Wolontariatu będzie działało i będą chcieli, żeby im usmażyć, to na pewno to zrobię. To wiele zmieniło w moim życiu. Poznałam super ludzi. Wczoraj, jak się rozstawaliśmy, tośmy się popłakali. My Polacy jesteśmy zwarci i gotowi do pomocy, w trudnych chwilach nie ma dla nas rzeczy niemożliwych.
CZYTAJ: „Królowa naleśników” z Puław wspiera uchodźców. Wyjątkowa kulinarna pomoc dla punktu w Markuszowie
– Nie jestem nawet w stanie znaleźć jakiejś podobnej sytuacji, która by zgromadziła aż tyle ludzi na tak długi czas. Podkreślam, że to oddolna inicjatywa. To, co dzieje się w tej chwili, że Centrum Wolontariatu przejęło ten punkt (zresztą chwała im za to i bardzo się z tego cieszymy), to inna rzecz. Natomiast przez trzy miesiące i kilka dni ten punkt funkcjonował tylko i wyłącznie w oparciu o dobrą wolę osób prywatnych, firm, hurtowni, stowarzyszeń – zaznacza Bożena Tkaczyk-Żurawska.
– To jest fenomen nawet z punktu widzenia socjologicznego, społecznego, ponieważ to oddolna inicjatywa, całkowicie społeczna – dodaje Sławomir Łowczak.
– Centrum Wolontariatu dalej będzie prowadziło działalność. My jako część wolontariuszy miejscowych będziemy ich wspierać – mówi Leszek Barwiński. – Potrzeby jeszcze są. W niedzielę od godz. 8 do 17 przyjęliśmy 37 autokarów. Wczoraj wieczorem, jak byłem w MOP-ie, wysiadali kierowcy z autokarów, którzy byli letnio ubrani. Wydawaliśmy koce, bo byli zziębnięci. W zasadzie pomoc jest taka sama, tylko zmniejszamy liczbę namiotów z powodu braku wolontariuszy do pracy. Leki i ubrania jeszcze mamy, gorące napoje, kanapki, słodycze, owoce, woda, zupa na gorąco, bigos. W jednym food trucku są frytki i kiełbaski, food truck z pizzą również działa.
Przedstawiciele Centrum Wolontariatu zapewniają, że punkt w Markuszowie będzie działał całodobowo co najmniej do końca czerwca.
ŁuG / opr. WM
Fot. archiwum