Antonov An-2, potocznie zwany „Antkiem”, powrócił do Aeroklubu Świdnik w barwach Bogdanki. Przywrócenie mu pełnej zdolności do lotu oraz zmiana płótna maszyny zajęły trochę czasu, ale odniosły pożądany skutek. Życie „Antka” zostało przedłużone o kolejne 14 lat.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Samolot An-2 powrócił do Aeroklubu Świdnik w barwach Bogdanki
Można powiedzieć, że historia „Antka” zaczęła się w 1985 roku, kiedy spłonął jego poprzednik. Dwustu członków spadochronowej sekcji Aeroklubu Robotniczego w Świdniku podniosło wówczas lament: „Z czego będziemy skakać??”. Problem został jednak szybko rozwiązany, ponieważ ówczesnego dyrektora ekonomicznego WSK PZL-Świdnik Jana Widza, nie odstraszyło 37 milionów złotych, które trzeba było wydać na Antonova An-2. Takim sposobem nowiutka maszyna z Mielca trafiła do Świdnika.
CZYTAJ: Kiedyś gościł znane osobistości, dziś stoi uziemiony. Świdnicki „Antek” potrzebuje pomocy
– To zasłużony samolot dla naszego klubu – mówi dyrektor Aeroklubu Świdnik, Krzysztof Janusz. – Ostatni, który został wyprodukowany w Polsce w 1987 roku. Od samego początku jest w naszym aeroklubie. Z 10 tys. samolotów tego typu wyprodukowanych w Mielcu, w Polsce lata teraz może 20-30 sztuk. To jeden z najlepiej zachowanych samolotów An-2.
CZYTAJ: „Antek” czeka na pomoc. Aeroklub Świdnik zbiera pieniądze na remont samolotu An-2
– Samolot ma długą historię, kiedy w 1988 roku trafił do naszego aeroklubu, był przeznaczony dla klienta z Brazylii. Miał już namalowane znaki brazylijskie. Ale szybszy był klient z Polski. I od tamtej pory jest u nas – opowiada Krzysztof Janusz.
– Głównie jest to samolot przeznaczony do desantowania skoczków spadochronowych – mówi pilot Krzysztof Wójcik. – Może „sam” się tankować, ma własne zasilanie, pompy do przelewania paliwa z beczek. Jest to samolot do trudnych warunków. Samolot produkowany był w Polsce na licencji radzieckiej.
– To bardzo bezpieczny samolot z powodu czterech skrzydeł, czyli dwóch płatów, odporny na niskie i wysokie temperatury oraz wszelkie przeciwności pogodowe. Przy ewentualnej awarii silnika ten samolot szybuje i bezpiecznie ląduje – mówi Krzysztof Wójcik.
Utrzymanie samolotu w gotowości kosztuje rocznie około 30 tysięcy złotych. Jedna świeca, z osiemnastu, jakie montowane są w silniku, kosztuje 300 złotych. Antonov zaczyna coraz bardziej pełnić rolę lotniczego artefaktu. – Niemniej, nie mógłbym się go pozbyć, to jak sprzedać dobrego kolegę – śmieje się Krzysztof Janusz. – Do generalnego remontu ma jeszcze bardzo dużo czasu. Przechodzi tylko takie przeglądy, które musi mieć co 14 lat. Chodzi tutaj o zmianę płótna, bo samolot jest kryty płótnem. To właśnie było powodem, że szukaliśmy sponsorów na wymianę płótna i przemalowanie, bo wiąże się to z bardzo dużymi kosztami. Już tylko jedna firma w Polsce to robi. „Chuchamy” na ten samolot, żeby zachować go dla potomnych. Jest w pięknym stanie, będzie mógł latać bez żadnego przeglądu jeszcze przez 14 lat.
Sfinansować zmianę płótna w „Antku” zdecydowała się spółka Lubelski Węgiel „Bogdanka”. Dzięki temu samolot, zamiast odejść na emeryturę do muzeum, wraca w przestworza. – Zostaliśmy tak zainteresowani tym projektem, że nie mogliśmy odmówić, w końcu Antonov to historia – mówi prezes Bogdanki Artur Wasil. – Latały nim na koncerty osoby, które są wizytówką Lubelszczyzny. Stąd też pomysł, żeby obrandować samolot naszą nazwą. Pokazujemy, że interesujemy się wszelkimi aspektami kultury, sportu, ale też i historią, żeby podtrzymywać etos tego samolotu. A dzisiaj będzie fruwał po niebie w barwach marki Lubelszczyzny, czyli kopalni Bogdanka.
CZYTAJ: Woził Budkę Suflera i prymasa. Świdnicki „Antek” potrzebuje pomocy
– Lista gwiazd transportowanych przez „Antka” faktycznie jest długa. Izabela Trojanowska zamieściła nawet jego okładkę na zdjęciu swojej płyty „Chcę inaczej” – wspomina Krzysztof Janusz. – W latach 90. lataliśmy z gwiazdami muzyki. Zaczęło się od Budki Suflera, przez Bajm i Wilki. Śmieliśmy się, że tylko Mieczysław Fogg nie latał tym samolotem. Swego czasu lecieliśmy przez Polskę z prymasem Polski kardynałem Józefem Glempem. Siedział on nawet za sterami tego samolotu, bo przyznał nam się w czasie lotu, że jego marzeniem w młodości było zostać pilotem.
W pewnym sensie AN-2 sam został gwiazdą, grając w filmach. Służył jednak również społeczeństwu w trudnych chwilach. – Gdy na Śląsku była „powódź stulecia” woziliśmy nim pomoc dla powodzian. Lataliśmy także z pomocą dla powodzian w Czechach. Gdy były olbrzymie upały i nie można było tego wozić samochodami, zabezpieczaliśmy firmy na Śląsku w komponenty, które były produkowane w Lublinie. To było kilkanaście lat temu – opowiada Krzysztof Janusz.
– Chcemy zachować go dla przyszłych pokoleń. Będziemy go prezentować na pokazach w Polsce i za granicą – dodaje Wójcik. – Został przepłótniony, silnik jest zabezpieczony na zimę. Można nim jeszcze latać co najmniej 30-40 lat.
„Antek” latał od Aleksandrii po Kopenhagę. A jak wspominają członkowie Aeroklubu Świdnik, większość mieszkańców miasta właśnie na jego pokładzie przeżyła swój pierwszy lot.
EwKa / opr. ToMa
Fot. powyżej Krzysztof Radzki. Poniżej zdjęcia z lotu „Antkiem”, fot. Ewelina Kwaśniewska