Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia drugiego i trzeciego stopnia przed upałem niemal dla całej Polski. Najcieplej jest między innymi w województwie lubelskim. Lokalnie temperatury zbliżają się do 38 stopni. W związku z tym więcej pracy maja również medycy. Tylko w tym tygodniu wyjeżdżali do zasłabnięć, udarów i odwodnień ponad 40 razy w samym Lublinie.
– W ostatnie dni było ciepło, ale dzisiaj można się roztopić – przyznają mieszkańcy Lublina. – Dzisiaj jest dużo gorzej niż wczoraj. W cieniu i w słońcu jest tak samo gorąco.
CZYTAJ: 15 gmin w regionie apeluje do mieszkańców o oszczędzanie wody
– Obecnie występuje epizod, który nazywamy falą ciepła – mówi prof. Mirosław Miętus, zastępca dyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Państwowego Instytutu Badawczego. – Temperatury przekraczają tzw. normy klimatologiczne. W tym wypadku w stosunku do temperatury maksymalnej w południowej i południowo-wschodniej Polsce te przekroczenia dochodzą do 6 stopni. To bardzo dużo. Prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zdarzenia wynosi raz na 20 lat. To taka pierwsza fala upałów w Polsce w tym roku.
– Te upały, które mamy, to jeszcze nic – ostrzega dr Agnieszka Krzyżewska, adiunkt w Katedrze Hydrologii i Klimatologii w Instytucie Nauk o Ziemi i Środowisku UMCS w Lublinie. – Pewnie skończą się w weekend albo na początku przyszłego tygodnia. Mamy zmiany klimatu. Na skutek zmian klimatu będzie coraz więcej zjawisk ekstremalnych, m.in. fale upałów. Takie fale upałów, jakie mamy teraz, nie są może szczególnie silne w porównaniu z tymi z 2015 r., kiedy mieliśmy dwutygodniową falę upałów, połączoną z suszą. Praktycznie wyschła wtedy Wisła. Natomiast w przyszłości prawdopodobnie czekają nas dużo dłuższe, bardziej uciążliwe i rozległe fale upałów.
– Temperatury rzędu ponad 30 stopni nie są przyjemne, a czasami wręcz niebezpieczne – mówi Marcin Dąbski, główny dyspozytor Dyspozytorni Medycznej Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. – Faktycznie obserwujemy większą liczbę zgłoszeń dotyczących ludzi cierpiących z powodu tak wysokich temperatur. Myślę, że w ciągu tygodnia jest ok. 40 interwencji związanych stricte z upałem. W skali doby to 20 proc. więcej zgłoszeń i interwencji.
CZYTAJ: Fala upałów nad Lubelskiem. Rośnie liczba interwencji lekarzy i ratowników
– Codziennie wyjeżdżamy do udarów cieplnych, przegrzań, odwodnień osób starszych, dzieci. W ostatnich tygodniach to codzienność – przyznaje Jakub Stańczyk, koordynator medyczny Podstacji Śródmieście. – Zwłaszcza w szczycie, kiedy operuje to słońce, jest bardzo gorąco, wtedy jeśli osoby starsze wychodzą do sklepu czy do kościoła, często kończy się to omdleniami, utratami przytomności.
– Woda jest głównym źródłem nawodnienia naszego organizmu. Minimum wody dla człowieka to 2 litry w ciągu doby. W takie upalne dni, gdzie temperatura dochodzi do ponad 30 stopni, należałoby tę wartość podwoić, czyli 4 litry w upały – radzi Marcin Dąbski. – Ważne jest unikanie miejsc szczególnie nasłonecznionych, zwłaszcza w godzinach od 11 do 16, przebywanie w cieniu, nakrycie głowy. Jak najbardziej można spożywać chłodne lody. Najlepiej, jakby małe dzieci, osoby starsze i wszyscy z chorobami przewlekłymi nie wychodzili z domów w godzinach największego nasłonecznienia.
– O ile na południu Stanów Zjednoczonych czy w Azji Południowo-Wschodniej temperatury są wyższe i dochodzi do tego wilgotność, o tyle tam ludzie są do tego przystosowani. Budynki są klimatyzowane, są specjalnie budowane w ten sposób, żeby były duże klatki schodowe, żeby ciepło szło do góry, żeby nie gromadziło się. Są specjalne żaluzje na okna, żeby promieniowanie słoneczne nie nagrzewało szyb. U nas normy budowalne dalej opierają się na średnich z lat 1961-90, kiedy średnia temperatura w Polsce wahała się w granicach 7-8 stopni w zależności od regionu. Natomiast w latach 2010-20 ta średnia wynosiła już około 9 stopni. U nas ciągle myśli się o tym, żeby budynki zatrzymywały jak najwięcej ciepła, żeby nie trzeba było ich ogrzewać, natomiast nikt nie myśli o tym, żeby budynki budować w ten sposób, żeby właśnie nie gromadziły ciepła, żeby je oddawały. Najgorsze dla organizmu człowieka jest też to, że temperatura w nocy nie spada poniżej 20 stopni. Wtedy nasz organizm nie wypoczywa. Bo jeżeli mamy chłodno w nocy i możemy wywietrzyć, dajemy swojemu organizmowi ulgę, wytchnienie. Natomiast jeżeli temperatura nie spada, organizm cały czas się męczy i może pojawić się udar cieplny, wyczerpanie cieplne, różne choroby związane z krążeniem, z oddychaniem – tłumaczy dr Agnieszka Krzyżewska.
– Obecnie występująca zmiana klimatu wynika z nadmiernej emisji gazów cieplarnianych do atmosfery – zaznacza prof. Mirosław Miętus. – Stworzyliśmy w ten sposób taką kołderkę, atmosfera stała się nieprzepuszczalna dla promieniowania cieplnego Ziemi, nie promieniowania słonecznego, którego dociera mniej więcej tyle samo. Z perspektywy kilkudziesięciu czy nawet kilkuset lat ta zmienność strumienia promieniowania słonecznego, które do nas dociera, jest stosunkowo nieduża. Nawet jej wahania potrafią zmienić wartości temperatury na Ziemi. Natomiast jak Ziemia ogrzeje się od promieniowania słonecznego, to promieniuje własne promieniowanie, tzw. promieniowanie cieplne. Jest to promieniowanie długofalowe. To promieniowanie długofalowe, odpowiadające temperaturze ok. plus 15 stopni, jest silnie pochłaniane przez atmosferę, przez takie składniki atmosfery jak dwutlenek węgla, metan itd. Skoro w wyniku naszej działalności zwiększyliśmy koncentrację tych gazów cieplarnianych (a dwutlenku węgla już o ponad 60 proc.), to tym samym zwiększyliśmy – mówiąc obrazowo – grubość „kołderki”, która przykrywa Ziemię bardzo blisko powierzchni. Możemy jedynie ograniczyć tempo przyrastania koncentracji gazów cieplarnianych w atmosferze albo silnie spowolnić. Możemy w ten sposób wyhamować tempo współczesnej zmiany klimatu. Jeżeli tego nie zrobimy, to fale ciepła tylko do końca XXI wieku staną się w skali całego globu co najmniej dwukrotnie częstsze i będą znacznie dłuższe. O tym, co będzie w przyszłości, wiemy z modeli klimatycznych.
CZYTAJ: „Nie bójmy się pomóc”. Coraz więcej interwencji medycznych w związku z upałami
– Są stacje meteorologiczne, gdzie mierzy się temperaturę, wilgotność powietrza itd. 2 metry nad ziemią, w takiej klatce meteorologicznej, która jest drewniana, przewiewna, przezroczysta, ustawiona na północ. Tak mierzy się na całym świecie o tej samej godzinie. To są takie standardowe pomiary – tłumaczy dr Agnieszka Krzyżewska. – Oprócz tego mamy teraz pomiary satelitarne, mamy pomiary z tzw. aerosondaży, czyli puszczamy taki balon z przyczepionymi czujnikami i możemy zmierzyć właściwie całą część troposfery, a czasami nawet i wyżej. Oprócz tego mamy komputery. Mamy jeszcze oceany, na nich nie ma stacji meteorologicznych, ale są rozmieszczone boje, z których mamy pomiary. W oparciu o to tworzymy modele klimatyczne. Na ich podstawie możemy rysować mapy i patrzeć, jak w przyszłości będą zmieniać się poszczególne elementy meteorologiczne. Te modele są dużo bardziej sprawdzalne niż modele dotyczące prognozy pogody, bo to zupełnie inne modele – inna fizyka, inne równania. Można powiedzieć: „No dobrze, wy nie znacie pogody na lato, to jak możecie mówić, co będzie za 5, 10, 20 lat?”. To najłatwiej sobie wyobrazić, myśląc o żarówce i latającej wokół niej ćmie. Bardzo ciężko powiedzieć nam, że za 5 min będzie dokładnie w tym miejscu, natomiast możemy przewidzieć jej bardzo średni, uogólniony ruch i wiedzieć, że przeważnie możemy spodziewać się jej w danym miejscu.
Równolegle w Lublinie o skutkach zmian klimatu oraz problematyce pomiarów meteorologicznych dyskutują meteorolodzy i klimatolodzy z całej Polski podczas konferencji „Metodyka pomiarów meteorologicznych”, która odbywa się na UMCS. Dyskusje ekspertów potrwają do 2 lipca.
RyK / opr. WM
Fot. pixabay.com