Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w sobotę wieczorem w swoim cyklicznym wystąpieniu w mediach społecznościowych oskarżył Rosję o bezprecedensowe niszczenie ukraińskich zabytków kultury.
Ukraiński prezydent przypomniał, że w 101. dniu wojny wojska rosyjskie ostrzelały Ławrę Świętogórską, monaster w obwodzie donieckim. W wyniku ostrzału w drewnianej świątyni wybuchł pożar. Zełenski zaznaczył, że w czasie wojny wojska rosyjskie zniszczyły lub uszkodziły już 113 świątyń. Wśród nich są obiekty historyczne, które przetrwały II wojnę światową, ale nie oparły się rosyjskiej okupacji. Są też takie, które zostały wybudowane po 1991 roku – powiedział prezydent.
CZYTAJ TEŻ: Ukraina: Silne eksplozje Kijowie
Zdaniem ukraińskiego lidera jest to wystarczający powód, by wykluczyć Rosję z UNESCO, organizacji Narodów Zjednoczonych ds. kultury. „Karta Narodów Zjednoczonych nie przewiduje żadnych praw dla terrorystów, a UNESCO nie jest miejscem dla barbarzyńców” – oświadczył prezydent Ukrainy.
Odnosząc się do sytuacji na froncie, Zełenski przyznał, że niezwykle trudna jest sytuacja w Siewierodoniecku, gdzie trwają walki uliczne. Równie trudna jest sytuacja w miastach Lisiczańsk, Marjinka, Kurachowe.
Zełenski powiedział, że w sobotę na Ukrainie uczczono pamięć dzieci, które zginęły w wyniku rosyjskiej agresji. Na skutek rosyjskiej inwazji życie straciło 261 ukraińskich dzieci. Ukraiński polityk stwierdził, że wszystkie by żyły, gdyby tylko jedna osoba w Moskwie nie spowodowała tej katastrofy. „Tego nie da się już naprawić. Ponieważ ta wojna już trwa” powiedział, „ale straszliwe skutki tej wojny można w każdej chwili powstrzymać”. Prezydent podkreślił, że gdyby ta osoba, nie wymieniając z nazwiska prezydenta Władimira Putina, wydała rozkaz wówczas rosyjska armia mogłaby zaprzestać palić kościoły, niszczyć miasta i zabijać dzieci. Jednak jak dodał rozkazu takiego nie ma i jest to oczywiste upokorzenie dla całego świata.
PAP / RL opr. KS
Na zdjęciu: Zniszczenia po ataku rakietowym wojsk rosyjskich w Hostomelu w obwodzie kijowskim Fot. PAP/Maksim Poliszczuk