Grant Morrison ma w Polsce dobrą passę – wydawcy sięgają po jego twórczość dość często, czego efektem jest stopniowe zapełnianie się morrisonowskiej półki na regałach komiksowych kolekcjonerów. Publikacji doczekały się już najbardziej pulpowe rzeczy szkockiego scenarzysty, jego ekscesy superbohaterskie oraz kamienie milowe, będące podwalinami pod linię wydawniczą Vertigo. I właściwie tylko jednego elementu brakowało w tej misternej układance – najsłynniejszej sagi Granta Morrisona, najbardziej psychodelicznej i rewolucyjnej, traktującej o inżynierii duchowej i psychokognitywnym hakerstwie. Mowa o The Invisibles, czyli Niewidzialnych (wyd. Egmont Polska) – serii przez wielu określanej jako opus magnum scenarzysty.
Choć album zaczyna się dość standardowo – poznajemy bowiem rekruta mającego wstąpić w szeregi tytułowej organizacji walczącej z międzywymiarowymi bytami kontrolującymi naszą rzeczywistość i obserwujemy proces jego stawania się jednym z Niewidzialnych – to dość szybko Morrison skręca w uliczkę gęsto zaludnioną cytatami, aluzjami, symboliką, popkulturą, muzyką, okultyzmem, religią i kontrkulturą. W tym środowisku Szkot czuje się jak u siebie w domu. Przemyślana konstrukcja serii pozwala mu jednak na spuszczenie ze smyczy najbardziej niekonwencjonalnych pomysłów. I tak opowieść o inteligentnym, ale zbuntowanym młodzieńcu, który trafia do ośrodka wychowawczego przeradza się w zagubioną w czasie i przestrzeni sagę o tajnej organizacji mającej za zadanie ochronę świata, jaki znamy. W tym garnuszku jest wszystko: John Lennon jako technologiczne bóstwo, poeci czasów gilotyny, bezcielesny zabójca czyhający w młynie, królewskie potwory, szczypta voodoo oraz sam Morrison jako King Mob – jeden z Niewidzialnych.
Pierwszy album tej edycji skompletowany jest idealnie – zawiera zeszyty od 1 do 12 regularnej serii, a ta idealność polega na tym, że właśnie zeszyty pierwszy i dwunasty powiązane są ze sobą w sposób, który zrobił na mnie gigantyczne wrażenie, kiedy czytałem je po raz pierwszy. A zresztą, robi do dziś. Bez spojlerów, polecam uwadze zależność między tymi dwoma rozdziałami. Co równie istotne w tej edycji, to fakt, że jest ona pełna i poza regularną serią zawiera w sobie na przykład takie przyjemne niespodzianki, jak krótką formę opublikowaną w jednej z vertigowskich antologii, w której za sterami rysownika stanął niesamowity Duncan Fegredo.
Jeśli zaś chodzi o graficzną resztę albumu – główne skrzypce gra tutaj Steve Yeowell, artysta o solidnej i komunikatywnej kresce, znany z wcześniejszej współpracy z Morrisonem. Yeowellowi, który powróci jeszcze w kolejnych tomach, towarzyszy Jill Thompson odpowiedzialna za szatę graficzną w rewolucyjnej Arkadii, zaś w krótkich występach pojawiają się: Chris Weston o mięsistej, bogatej kresce, John Ridgway w klasycznej poświecie oraz należycie scartoonizowany Steve Parkhouse. Warto dodać, że kultową okładkę pierwszego numeru serii stworzył Rian Hughes, zaś za większą część okładkowych ilustracji odpowiada Sean Phillips, który jeszcze powróci na łamy serii w roli rysownika, a na okładki wjedzie niezwykły Brian Bolland z najbardziej ikonicznymi dziełami w swojej karierze.
Dużo dobrego przed nami – kolejny tom polski wydawca zaplanował na jesień tego roku, zaś w 2023 do księgarń wjadą dwa ostatnie albumy. Niewidzialni to komiks mocno pokręcony, absolutnie nie dla wszystkich, momentami genialny, czasem chory, ale na pewno ważny – zarówno dla samego komiksu, jak i dla popkultury; w końcu bez niego nie byłoby zapewne Matrixa. To wizytówka Granta Morrisona, z wszelkim bagażem jego komiksowych doświadczeń; komiks, który przyciąga i odrzuca i który zażywać należy na własną odpowiedzialność.